Przejdź do głównej zawartości

CHODŹ ZE MNA DO TEATRU - "WRÓG LUDU" JAN KLATA

probówka, laboratorium, zatrucie, trucizna, Wróg Ludu, Henryk Ibsen, Jan Klata, uzdrowisko
Nie lubimy odmieńców. Budzą w nas niepokój, brak zaufania, pewną wrogość. Dramat Henrika Ibsena rozgrywa się w odległych czasach, ale motywy przewodnie są wciąż aktualne. Tolerancja wybrzmiewa głównie 
w teorii, a świat toczy się starym torem – jesteś inny, myślisz inaczej niż my, wyglądasz inaczej – na pewno nic dobrego z tego nie wyniknie. 

Stawanie w opozycji, czasem z własnego przekonania, czasem pod wpływem presji społecznej, czasem z braku odwagi stanięcia twarzą
w twarz i konfrontacji to standardowa reakcja na odmienność. „Wróg ludu" pokazuje historię lekarza, który nie chce szkodzić, za co zostaje potępiony. Absurd, prawda? A jednak nie, bo dochodzą tu kwestie społeczne, polityczne, a przede wszystkim finansowe. Dochód góruje nad zdrowiem, a dobro społeczne w postaci zysku – nad zdrowym rozsądkiem.

 WYBAWICIEL KONTRA ZBAWICIEL

Genialny Julian Chrząstowski w roli Doktora Tomasa Stockmanna jest idealistą, buntownikiem, a w pewnym sensie narcyzem, zachwycającym się swoją moralnością, przekonaniami, wręcz z satysfakcją obwieszczającym światu swoje idee, kłócące się z tym, co wyznaje jego mała społeczność. Sprzeczne racje ogniskują się w osobie Doktora i jego brata Burmistrza Petera Stockmanna (w tej roli Radosław Krzyżowski). „Wybawiciel" ludzkości kontra „Wybawiciel" miasta, po stronie jednego stoją idee, po stronie drugiego pieniądze, pierwszy uważa, że swoimi badaniami uratuje zdrowie kuracjuszy, drugi, że uratuje miasto przed bankructwem. W jednym świecie nie ma jednak miejsca dla dwóch Zbawicieli. Obie postaci nie są ani jednoznaczne, ani dookreślone. Nie krzyczą ze sceny, jak sugerowałaby interpretacja tekstu Ibsena. Trudno ich też ocenić, jak zwykle u Klaty nic nie jest czarno-białe, roztacza on całą gamę odcieni i jedynie przewaga,
i nasycenie określonych barw może sugerować koloryt bohatera.

 DIAGNOZA

Wartością tej adaptacji jest, w opozycji do tematyki i wydźwięku ibsenowskiego dzieła, brak agresji, krzyku, tzw. szarpaniny scenicznej. Kolejne sceny odkrywają oblicza bohaterów, ale brak tu jednoznacznych ocen, nie ma przymusu do wybierania faworyta, zamiast oceny, jakichś kluczowych wniosków, dostajemy na scenie diagnozę sytuacji. Jak jest, każdy widzi, niechaj każdy decyduje, co z tym zrobić i czy w ogóle spektakl sugeruje, że mamy coś z tym robić? Czy czasem nie jest tak, że w przypadku niektórych decyzji, nasze ustosunkowanie się nie ma żadnego znaczenia
i decyduje ktoś inny z góry? Co w takim razie nam pozostaje?

Bunt. Niezgoda na rozgrywające się decyzje i wydarzenia. Czy jest on skuteczny i przynosi rezultaty? Nie zawsze. Ale znając już specyfikę spektakli Klaty, mimo że może dosłownie ze sceny nawoływanie do rebelii nie pada, to jest jedyne, co możemy i co należy zrobić, i co może mieć sens. Jego „Wesele" już dobitnie przestrzega przed marazmem, uśpieniem w rytm chocholego tańca, odłożeniem kos.

 PROBLEM NA "U"

Teatr Klaty znany jest z zaangażowania w tematy aktualnie się rozgrywające, udowadnia on, że sztuka jest ponadczasowa i można z niej czerpać garściami, różne schematy się powtarzają, zatem wiele kwestii, gdyby im się trochę uważniej przyjrzeć, doskonale korespondują ze współczesnością. Klata ma bystre oko, z czego umiejętnie korzysta, ale i my widzowie dzięki temu korzystamy.

Nie da się ukryć, że kluczowym motywem „Wroga ludu" jest „problem na U". Kwestia uchodźców jest tematem wywołującym żarliwe dyskusje, burzącym nastroje w społeczeństwie i jest niejednoznaczna w ocenie. Ta niejednoznaczność sieje popłoch i ogromne zamieszanie. Ten ogólnonarodowy spór i walkę polityczną można niczym kalkę przyłożyć do walki o uzdrowisko. I widz dostrzega to już bardzo wyraźnie, porzucając wątpliwości podczas monologu Chrząstowskiego, który w zasadzie naszpikowany jest aluzjami do współczesności, podlany ironią, wylewającą się z co drugiego zdania. Smog krakowski, uchodźcy w Polsce, homofobia,
a także kampanie wyborcze, a raczej kłamstwa wyborcze, oficjalnie nazywane obietnicami.

ZWYCIĘSTWO CZY PORAŻKA?

Tyrada Doktora stanowi moment przełomowy w spektaklu, niejako wychodzi on z roli Stockmanna, wychodzi poza ramy sztuki i staje oko w oko z publicznością, wygłaszając monolog, ale tak naprawdę prowadzi dialog
z myślami widzów, ich sumieniami, wchodzi w interakcję z nimi, uzyskując jako odpowiedź na swoje słowa, skinienia głowy, uśmiechy i półuśmiechy, mimikę twarzy „sprzedającą", co właściciel ma na myśli. W scenie tej nie bardzo jest miejsce na humor, który przeplatał się do tej pory, choćby
w komizmie postaci samego doktora czy burmistrza. Tutaj humor ewoluuje
w gorzką refleksję i nie wiadomo czy śmiać się jeszcze, czy już tylko płakać. Tyle, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, życie toczy się dalej
i bohaterowie po owym momencie kulminacyjnym i „wygnaniu" z miasta Doktora, muszą tkwić dalej w tej niewygodnej i chorej rzeczywistości. Pozostają pytania, czy Doktor poniósł porażkę, czy jednak zwycięstwo? Układy polityczne zwyciężyły, większość zwyciężyła, ale na poziomie idei, której pozostał wierny, a która była dla niego kluczowa? Klata nie udziela
w zasadzie odpowiedzi, w jego niejednoznaczności tkwi tajemnica jego sztuk.

NIEZDROWA SZTUKA

Podkreślić trzeba również scenografię Justyny Łagowskiej, bardzo wymowną i symboliczną. W pierwszej scenie na scenie nie ma fizycznie postaci, dialogi toczą się poza sceną, a my jesteśmy jedynie słuchaczami dobiegającej zza kulis rozmowy. Na scenie istne pomieszanie z poplątaniem, pobojowisko wręcz – stare meble, kanapa, stół i usypana wieża ze starych gratów, jak na wysypisku śmieci. Scenografia ta nasuwa konotacje z chorobą, brudem, chaosem, ruiną.

Niezdrowa to sztuka, niezdrowa atmosfera, niezdrowi ludzie, „smród"
w pewnych momentach mocno ciągnie ze sceny. Natomiast jest ona bardzo potrzebna, dla kurażu społecznego, dla refleksji. I przede wszystkim jest szalenie dobra. Wyśmienicie zagrana, wspaniale poprowadzona dramaturgia, świetnie skonstruowana scenograficznie. I na pewno widownia pomieści nie tylko „wrogów ludu", ale tych z opozycji, a może przede wszystkim tę „opozycję" wypadałoby posadzić w pierwszych rzędach?


_____________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

Czy bez umytych okien święta się nie odbędą? Czyli czego życzę Wam na ten świąteczny czas.

CZY COŚ SIĘ STANIE, CZY ŚWIAT SIĘ ZAWALI? Ostatnio było o prezentach, to może pociągnijmy magię Świąt teraz bardziej w stronę duchową niż materialną. Stając w obliczu tych Świąt i zdarzeń przedświątecznych chciałabym się podzielić refleksją. Nie lubię ckliwości, ale nie obiecuję, że się przed tym uchronię, więc uczciwie ostrzegam, żeby potem nie było. Cały rok gdzieś wszyscy gonią, spieszą się, pędzą, przed Bożym Narodzeniem pęd   zamienia się w obłęd i czyste szaleństwo. Masa pytań kotłuje się w głowie, czy zdążę posprzątać, zrobić zakupy, kupić prezenty, przygotować potrawy, udekorować dom, a co jeśli nie? Czy coś się stanie jeśli do kolacji wigilijnej zasiądziemy godzinę później, bo karp potrzebował dojrzeć na patelni? Albo czy świat się zawali jeśli nie wszystkie potrawy wyjdą spod ręki pani domu, a zostaną przyniesione z cukierni, czy sklepowej zamrażarki? To też nie tak, że nie rozumiem tradycji, owszem rozumiem, doceniam i sama chciałabym stworzyć dom pachnący pierniki

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz