Przejdź do głównej zawartości

ŻŁOBKI I PRZEDSZKOLA, RODZICE KONTRA DZIECI. CZY TWOJE DZIECKO JEST JUŻ GOTOWE?


adaptacja, dzieci w żłobku i przedszkolu, decyzje rodziców, presja społeczna, nic nie musisz
Nadszedł  1 wrzesień, a tablicę facebooka zalała fala  wpisów o adaptacji
w żłobku, przedszkolu, szkole, tysiące opinii, historii, rad i dyskusji. Pomyślałam sobie przez chwilę, że jest to temat na miarę porodów
i karmień, bo niestety poza tymi chwilami, gdzie mamy faktycznie wspierają się wzajemnie i podnoszą na duchu, wypływa znów morze oskarżeń, „dobrych rad”, kłótni o to, co lepsze i która jest tą lepszą matką.

NIE MA ODPOWIEDZI JEDNOZNACZNEJ


No po prostu tutaj nie ma lepszego i gorszego wyjścia, lepszej i gorszej decyzji. Każdy mierzy wedle własnych możliwości i przede wszystkim…gotowości dziecka. Jedno dziecię będzie się garnęło do społeczności już jak skończy rok, inne nawet mając lat 4 nie jest gotowe na socjalizację przedszkolną. I to nie jest nic dziwnego ani nieprawidłowego. 
Pamiętacie tekst o tym, co Twoje dziecko POWINNO  umieć?
Dokładnie ta sama zasada J
Wszystko jest normą i jest prawidłowe i słuszne poza pytaniami
z zewnątrz i presją
na którą skarżą się mamy:
 „Ma 2 lata i jeszcze nie poszedł do żłobka?” 
czy
 „Co z Ciebie za matka, że takie maleństwo oddajesz do żłobka!”
Tak źle i tak niedobrze! J 
Gdyby nie presja społeczna, która nie wiedzieć czemu, tak silnie wpływa na rodziców, każdy W SPOKOJU żyłby wedle własnego rytmu i możliwości.

DZIECI, KTORE NIE MUSZĄ


Nic nie musisz, nic nie powinnaś, a na pewno nie powinnaś tłumaczyć się ze swoich wyborów, czy mieć do siebie żal o sytuację, która ma miejsce. Mówię w tym momencie o Mamach, które nie są zmuszone sytuacją życiową. Mówię o Mamach, które idąc za tym torem myślenia, że MUSISZ posłać dziecko do żłobka i przedszkola, bo inaczej będzie dzikusem, nie rozwinie się szybciej itd. Na siłę i wbrew sobie starają się zaadaptować dziecko
w placówce, bo przecież ma już 2 lata, musi chodzić do żłobka, bo przecież skończył 3 lata to musi być w przedszkolu. Jeśli dziecko przystosowuje się,
a Ty nie masz z tym problemu, wszystko jest w porządku. Ale jeśli widzisz, że jest to walka, toczona tylko dla zasady - odpuść. Z pozycji pedagoga Ci mówię – ani żłobek ani przedszkole nie jest placówką obowiązkową
w edukacji. Jeśli nie chcesz, nie czujesz, a przede wszystkim Twoje dziecko nie czuje – nie musisz. Jedynie możesz spróbować, jeśli nie zatrybi, poczekaj na właściwszy moment.

Serio, to że Basia świetnie bawi się i liczy już do 10 w wieku lat 3, nie znaczy, że Twoje dziecko też musi, czy jest na to gotowe. Ma prawo nie być gotowe, ma prawo czuć się źle, a Ty nie masz z kolei prawa czuć się źle z tym, że Twoje dziecko potrzebuje jeszcze zostać z Tobą w domu. Ono rozwinie się w swoim tempie w domu, żłobku, czy przedszkolu. To nieprawda, że z nieżłobkowego dziecka wyrośnie dzikus, analfabeta, opóźniony w rozwoju i nie wiem co tam jeszcze za bzdury wciskane są biednym matkom.

Sama byłam dzieckiem, które póki nie poszło do zerówki, nie miało kontaktu z dziećmi tylko ze zwierzakami, bo dzieci w otoczeniu po prostu nie było i nie wyrosłam na dzikusa, z socjalizacją żadnego problemu nie miałam, uczyłam się bardzo szybko. Byłam w wieku 6 lat gotowa na nowe i po prostu Mama zaprowadziła mnie do zerówki i od tej pory chętnie tam chadzałam bez żadnych dramatów, płaczu itd. Kompletnie nie rozumiem, czemu rodzice wszystko chcą przyspieszać, czas tak strasznie szybko płynie, dzieci tak obłędnie szybko rosną, a my chcemy dokładać jeszcze więcej do pieca, żeby jeszcze szybciej kółka w maszynie się kręciły.

DZIECI, KTÓRE MUSZĄ


Są też Mamy, które muszą rozstać się z dzieckiem i niebardzo jest nad czym dyskutować. Muszą wrócić do pracy i pozostaje wybór – niania czy żłobek? Kiedy musiałam wrócić po 10 miesiącach urlopu macierzyńskiego do pracy, oczywiste było, że syn pójdzie do żłobka i nie miałam z tym większego problemu, póki nie poszłam z nim na adaptację…był najmłodszy, jeszcze nie siedział samodzielnie, a dzieciaki w grupie śmigały na własnych nóżkach, ale zagryzłam zęby, zostawiłam go po pierwszym dniu i…nic się nie stało, nawet nie było tak źle przez pierwsze dwa dni, ale trzeciego złościł się, płakał, jak weszłam po niego jego oczy rozpaczliwie mówiły: „Zabierz mnie proszę, nie jestem gotowy!”

Doskonale wiedziałam, że nie był, ale tłumiłam w sobie to, tłumacząc, że wszystko będzie dobrze, wiele dzieci  przecież chodzi do żłobka, a innego wyjścia nie mamy. Był dzielny, ja trochę mniej i gdyby nie ratunek, który przyszedł od Babci, którą będziemy chyba musieli ozłocić za to, co dla nas robi, nasz syn pewnie musiałby zaaklimatyzować się i pewnie po dłuższym czasie byłoby lepiej. Ale na tamtą chwilę nie był kompletnie gotowy, na pewno nie do tej grupy dzieci, ale gdyby innego wyjścia nie było musiałby gotowość uzyskać. I wiele jest rodzin, które muszą się z tym zmierzyć, taki lajf podobno. I mierzą się i walczą. Jedne dzieci są zadowolone, inne zdecydowanie mniej. Każda matka, która wraca do pracy ma poczucie winy
i ogromny żal w sobie, i nie oszukujmy się, że nagle jest cudownie, wracamy na szczeble kariery, koniec z pieluchami i w końcu oddech. Każda przeżywa rozstanie, każda ma świadomość, że jej dziecko jest malutkim człowieczkiem, które musi teraz przebywać w obcym świecie zamiast w jej ramionach. Ale jeśli to jedyne rozwiązanie, to jest to najlepsze z możliwych.

Naszego syna, kiedy oboje pracujemy, przygarnia Babcia na krótsze bądź dłuższe wakacje, niestety wszyscy dziadkowie daleko i zostawienie syna
z dziadkami  wiąże się z tym, że nie widzimy się kilka dni. Pierwszy raz był ciężki, bo niewiadomo, czy przyzwyczajony do mamy nie obudzi się w nocy
i nie zacznie mnie szukać i płakać…na szczęście nie ma żadnego problemu
z pozostaniem bez rodziców. Babcia jest zakochana w nim, a on w Babci
i mimo, że za każdym razem strasznie ciężko się z nim żegnać i każdego dnia tęsknota zżera po kawałku wiem, że tak być musi. Wiem, że jest szczęśliwy jak zostaje z Babcią, która zastępuje mu Mamę i Nauczycielkę w jednym, dlatego jest mi lżej, zagryzam zęby i odliczam dni do spotkania.

Gdyby nie Babcia i decyzja, że jakoś wszyscy damy sobie radę, żeby dla Olafa było jak najlepiej, zagryzałabym zęby w pracy i odliczała godziny do wyjścia po syna do żłobka. Gdybym nie wróciła do pracy, zagryzałabym zęby, słysząc zewsząd komentarze, dlaczego nie posłałam syna do żłobka, dlaczego zrezygnowałam z pracy…oj, w każdej z możliwych sytuacji można sobie zęby po dziąsła zetrzeć na drobny mak od tego zagryzania J Każda z sytuacji jest trudna, ale każda decyzja jaką podejmujecie jest na pewno najlepsza
z możliwych, nikt nie chce przecież zrobić krzywdy swojemu dziecku i ta cała afera żłobkowo-przedszkolna jest kompletnie bez sensu. Bez sensu są „dobre rady” i komentarze typu: „Ja bym tak nie mogła, na Waszym miejscu zrobiłabym X”. Ale nikt nie jest na Twoim miejscu Rodzicu i to, co zdecydujecie jest najlepszą możliwą decyzją, bez względu na opinie
i sugestie.

PUŚĆ JE WOLNO, KIEDY PRZYJDZIE CZAS


I najważniejsze – dziecko wkraczające w nowy etap potrzebuje wsparcia
i przekonania w postawie rodzica, że to jest dobre. Jeśli rodzic będzie drżał ze strachu przed placówką, rozklejał się na oczach dziecka i kurczowo trzymał jego dłoń, to dziecko poczuje, że ta sytuacja jest zła, że nie czuje się tu bezpiecznie. Nie można wymagać od dziecka żeby bezboleśnie przystosowało się do nowych warunków, skoro sami nie jesteśmy o tym przekonani. Wiadomo, że się boimy dwa razy bardziej bo i za siebie i dziecko, przeżywamy i ronimy łzy, ale…róbmy to za drzwiami sali, klasy, łazienki. To nie jest ostatni raz kiedy dziecko puści naszą rękę i zamkną się za nim drzwi. To dopiero początek…te drzwi będą się zamykać przez całe życie, a nasze dziecko będzie wyruszało w coraz dalsze, samodzielne podróże, aż pewnego dnia opuści gniazdo, w którym już za ciasno dla niego i odejdzie budować swoją przestrzeń. Przypuszczam, że na każdym etapie Mama spojrzy tęskno, z oczami pełnymi łez, w kierunku zamykanych drzwi. Grunt, żeby na każdy
z tych etapów dziecko było gotowe i wyposażone we wsparcie i miłość. 

Nie wypychajmy z gniazda delikwenta, który nie opanował jeszcze sztuki latania i kurczowo trzyma się pazurami krawędzi, rozbije sobie głowę, połamie skrzydła, ale nie zatrzymujmy też tego, którego skrzydła podrywają się już do lotu i brak możliwości ich rozłożenia  tłamsi jego jestestwo.

Jeśli nie puścisz ręki dziecka, kiedy jest już gotowe i stawia kolejny krok, bo chcesz jeszcze je zatrzymać tylko dla siebie, boisz się, że nie da sobie rady, ktoś go skrzywdzi - robisz mu sama krzywdę, odbierasz szansę na naukę samodzielności, sprawdzenie się. Rozbitych kolan, złamanych serc, morza wylanych łez nie unikniesz, nie ochronisz tego pisklaka przed bólem, rozczarowaniem, błędami. Pisklak poradzi sobie sam ze wszystkim, doświadczenie go ukształtuje, potrzebuje tylko nauczyciela w Twojej osobie, który będzie mu czasem szeptał podpowiedzi, zapewniał o miłości, szanował jego wybory, pozwalał się rozwijać i kroczyć swoją drogą.   




__________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

  1. Mój synek poszedł do żłobka w wieku 20 miesięcy :) Świetnie sobie radzi. Czuję, że to była właściwa decyzja i właściwy moment. Kontakt z rówieśnikami dobrze mu zrobi :) W okolicy nie ma dzieci w jego wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz, świetnie sobie radzi, bo był gotowy na taką zmianę i o to własnie chodzi :)

      Usuń
  2. Dokładnie każde dziecko potrzebuje wsparcia w takich momentach od rodzica by mogło się odnaleźć w nowym towarzystwie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Każde dziecko reaguje inaczej, rozwijają się w różnym tempie. Jeśli nie ma takiej konieczności, to faktycznie lepiej nie przyspieszać tego na siłę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy dorosły i każde dziecko różni się od siebie. Jedni potrzebują ciągłego kontaktu, uwagi, a drudzy kroczą własnymi ścieżkami i nie ma w tym nic złego, a wręcz na każdej płaszczyźnie życia jest to normalne. Ja poszłam do przedszkola w wieku 6 lat, bo wtedy było ono już obowiązkowe, a wcześniej nie musiałam tego robić, bo znajdowałam się w komfortowej sytuacji, bo moja mama nie pracowała, ale wtedy też były inne czasy. Jednak myślę, że każdy rodzic powinien decyzje o posłanie dziecka do żłobka podejmować sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Każdy człowiek jest inny i dlatego nie można go wkładać w ramy, schematy i tabelki i wymagać, zeby wszyscy reagowali i rozwijali się w tym samym tempie i w ten sam sposób.

      Usuń
  5. Ciekawy artykuł :)
    Mnie jeszcze nie dotyczy, ale prześle do znajomych którym może się przydać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na szczęście mnie nie dotyczy jeszcze treść, aczkolwiek pamiętam, ze
    kiedy przedszkole stało się dla mnie 'musem', ciężko mi było się rozstać z rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy z nas jest inny i kazdy inaczej podchodzi do nowych doświadczeń. Tak samo jest własnie z dzieciaczkami ;) Niektóre są gotowe na coś w wieku 3 lat, inne w wieku 4 lat., Najważniejsze to dac im czas i nie zmuszać do niczego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas jest kluczową sprawą na każdym etapie rozwoju, dziecko samo wie, kiedy jest gotowe, żeby przejśc poziom wyżej, a zmuszanie i wywieranie presji działa na niekorzyść i ma niewiele wspólnego z pomocą maluchowi.

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "BIESY" KRZYSZTOF JASIŃSKI

  Materiały z archiwum Sceny STU BOSKI DOSTOJEWSKI  „Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego wystawiane na Scenie STU  były dla mnie jedną z najciekawszych pozycji z krakowskiego świata teatralnego. Wiązałam z nią wielkie nadzieje i niepokoje (z naciskiem na nadzieje). Nadzieje, gdyż Dostojewskiego jako twórcę od wielu lat ceniłam. Jego mętna i ciemna aura intrygowała. Niepokoje zaś wiązały się z objętością dzieła i sposobem przeniesienia na deski teatralne spójnej fabuły, dramatyzmu, czarnego humoru i tego charakterystycznego poczucia permanentnego napięcia, zmierzania ku ciemnej otchłani. DZIEWCZYNKA Z MŁOTEM A już najbardziej intrygował afisz teatralny , fascynował i przerażał, był niesamowicie magnetyczny. Przedstawiał dziewczynkę w bieli, z czarnymi włosami i przerażającymi oczami, utkwionymi gdzieś w dal. W ręku trzymała czerwony młot, co automatycznie nasuwa konotacje z krwawymi zbrodniami. W zasadzie trochę żałuję, że nie pozostałam przy nim i c