Przejdź do głównej zawartości

K jak KOMPROMIS w związku


kompromis, związek, kompromis w związku, szacunek, miłość, relacja, uczcucia, fundament, dobro

MIŁOŚĆ


Bezwzględnie podstawą związku dwojga ludzi jest miłość, ale pojęcie to jest bardzo pojemne i zawiera w sobie cały alfabet uczuć. Jeśli jednego
z fundamentalnych zabraknie to cała wieża z klocków zawali się prędzej czy później. Jeśli myślisz, że związek można zbudować naprędce raz, a potem osiąść na laurach, to jesteś w ogromnym błędzie, a jeśli mi nie wierzysz, to przekonasz się kiedy ten gruz będzie sypał Ci się na głowę. Mówiąc o związku, który trwa, nie można używać czasu dokonanego. Związek nie został zbudowany, a nieustannie się buduje. W momencie kiedy czas dokonany coraz częściej się wkrada do naszej relacji, ona również staje się dokonana i za chwilę może okazać się przeterminowana i niezdatna do spożycia.

DOBRO


Kluczowym składnikiem związku jest Dobro, mające cudowną moc sprawczą. Jeśli ludzie są dla siebie dobrzy, a co za tym idzie szanują się i dbają o siebie, to niemal pewne, że nie zrobią sobie krzywdy, że nawet jeśli w furii i ostrej wymianie zdań, ona ma ochotę udusić go poduszką, a on wyrwać jej połowę loków to…nie robią tego, nie robią nic, co mogłoby mocno zaboleć drugą osobę. Kiedy przekracza się granicę Szacunku, to zaczynają się wszelkiego rodzaju patologie, a fundamenty się sypią. „Porady” typu – im większą zołzą będziesz/im większym chamem będziesz tym bardziej partner będzie Cię szanował i pożądał można między nastoletnie bajki włożyć. Na walce, próbach sił, pomiataniu „słabszym” nic trwałego nie da rady zbudować. 

KOMPROMIS


Ludzie, którzy żyją ze sobą długie lata twierdzą, że to, co pozwala wieść szczęśliwe życie we dwoje to Kompromis. Kompromis prawdziwy i obustronny. Póki ludzie są otwarci na siebie i dialog, potrafią ustąpić, tam gdzie można i nie upierają się dla głupiej zasady, póty życie we dwoje ma sens. Bo jeśli musi zawsze być po Twojej myśli, Twoje potrzeby są najważniejsze to po co Ci partner? Jeśli jesteś chodzącą, nieomylną zajebistością to pozostaje tylko współczuć Twoim potencjalnym „ofiarom”.

Kompromis nie polega też na tym, żeby rezygnować z siebie, czy zgadzać się na wszystko, czego druga strona sobie zażyczy, pomijając swoje potrzeby. Jesteście dwoma niezależnymi i oddzielnymi tworami ludzkimi, nie żadnymi połówkami pomarańczy, jabłka czy czego tam jeszcze kretyńskiego „poeci”, czy może raczej ogrodnicy, nie wymyślili. Nie musicie do siebie pasować idealnie, on czy ona nie musi być idealny. Idealni macie być dla siebie nawzajem mimo swoich ułomności
i wad, a pasować to może klucz do zamka. Zjawisko kompromisu zachodzi wtedy, kiedy chcemy dobra drugiej osoby, dobra naszej „wspólnoty” (strasznie nie lubię tego słowa, złe konotacje ma zdecydowanie, ale akurat mi tu wybitnie
pasowało
J), ale kompromisem nie można nazwać zjawiska, kiedy stosuje go tylko jedna strona w związku. 

SZACUNEK


Załóżmy, że mamy zupełnie niepasujące do siebie pasje, każde z nas lubi kompletnie co innego, dwa bieguny - ogień i woda. Co wtedy? Czy jedna strona ma zrezygnować z siebie na rzecz drugiej osoby? Czy obie strony mają porzucić swoje pasje i szukać płaszczyzny wspólnej? To, że czegoś nie lubisz, nie czujesz nie oznacza, że druga osoba ma tego nagle nie robić, bo nie możecie tego robić wspólnie. Kompromisem może być wejście do świata drugiej osoby
i doświadczenie tego, co ona, to naprawdę rozwija, poszerza horyzonty, pokazuje inne światy. Fajnie robić coś razem i się tym fascynować i to jest naprawdę fajna sprawa, ale gdybyśmy oboje byli tacy sami to trochę nudno by było, prawda?
J Chyba ciekawiej odwiedzać inne światy od czasu do czasu J A jeśli pasje partnera kompletnie do Ciebie nie przemawiają, nie musisz robić nic na siłę, możesz pozostać obserwatorem i kibicem tego świata. Kompromisem w takich sytuacjach jest robienie tego, co lubimy ale oddzielnie, każdy w swoim świecie, wracanie „do domu” z tych „podróży” jest równie fajne, co wspólne podzielanie pasji.

W naszym związku jest tak, że owszem mamy wspólne zainteresowania, "jarają" nas te same rzeczy, ale mamy też swoje odrębne światy, które odwiedzamy nawzajem, każde z nas ma swoją "zajawkę", która niekoniecznie jest fascynująca dla drugiej strony, ale to pozwala zachować nam zdrowy balans, bo jeśli nie mamy akurat zaplanowanego wspólnego czasu, to nikt nie ma do nikogo pretensji, że "grzebie w swoich zabawkach" i nie jęczy nieustannie "pobaw się ze mną" ;) Milo spędza się czas, zajmując sie swoimi rzeczami i wiedząc, że druga osoba jest obok, na wyciagnięcie ręki. Nam taki kompromis pasuje. Komuś innemu może pasować tylko robienie wszystkiego razem i spędzanie każdej wolnej chwili na robieniu wspólnych rzeczy i jesli obu stronom to odpowiada to wszystko wciąż jest w jak najlepszym porządku :) 

NIE MUSISZ LUBIĆ TEGO, CO JA


Zaczęłam od przykładu, może nie najważniejszego, ale problematycznego, bo często spotykam się ze schematem, że ludzie jak zaczynają być ze sobą, kompletnie rezygnują z siebie na rzecz drugiej osoby, bądź wspólnie spędzanego czasu. Przecież to jest część człowieka, a miłość powinna rozwijać i wspierać,
a nie ograniczać i hamować.
To nie jest kompromis i prowadzi do tego, że za chwilę zacznie się wypominanie - „tyle dla Ciebie poświęciłam”, ale czy ktoś
Ci kazał? Bo jeśli kazał to zastanów się co Ty jeszcze z tą osobą robisz. Dążę do tego, że kwestia zainteresowań nad którymi zaczęłam się rozwodzić nie jest aż tak kluczowa jak podstawowe priorytety życiowe. 

NIE MUSZĘ CHCIEĆ TEGO SAMEGO, CO TY


Ona zawsze chciała mieć rodzinę – męża i dzieci.  Spotyka Piotrusia Pana, bądź Pana Narcyza skupionego na sobie, swojej karierze, dla którego dzieci i żona to głównie wielka kłoda pod nogami w życiu. W takiej sytuacji można żyć i łudzić się, że priorytety nagle ulegną zmianie, albo przejąć myślenie silniejszej strony
w związku, żeby go utrzymać. W tym przypadku niestety głównie ona wmawia sobie i trzyma się mocno przekonania, że ten mąż to niepotrzebny jednak,
a dzieci to faktycznie jakiś dramat, same problemy, brak snu i komfortu posiadania wolnego czasu. 


Da się wyprzeć pragnienia ze świadomości, ale to żaden kompromis.

Odwrotna sytuacja również często może zaistnieć – ona zagorzała przeciwniczka dzieci i formalizowania związków spotyka mężczyznę marzącego o rodzinie.
I znów próba sił, tutaj przewagę ma kobieta, ale my baby czasem zostajemy
w końcu porażone instynktem macierzyńskim, więc cierpliwy i miłosierny chłop może doczekać spełnienia swych pragnień, ale to dalej nie ma nic wspólnego
z kompromisem. 

KOMPROMIS JEST WTEDY...


Kompromis ma miejsce kiedy nie lubisz tego filmu o potworach, ale idziesz z nim do kina żeby miło spędzić wieczór, a następnym razem on idzie z Tobą do knajpy, której menu raczej nie jest w jego TOP10.

Kompromis jest wtedy kiedy w kwestiach dyskusyjnych, siadacie i rozmawiacie, szukacie rozwiązania, takiego, które jest dobre dla obu stron. Mniejszego zła. Bądź obustronnego dobra.

Kompromis jest wtedy kiedy chcecie dobrze dla siebie nawzajem. I nie jest to wypłakana, wymuszona, zdobyta szantażem przewaga, która normalnemu człowiekowi raczej satysfakcji nie daje, chyba, że typowemu egoiście, księżniczce, manipulatorce czy niedojrzałemu gówniarzowi. 
Kobiety mają też trzy niebezpieczne tendencje (piszę tu głównie o kobietach, bo są mi jakby bliższe ;)):
1. Dominują nad facetem, miażdżąc jego ego, żeby nie nazwać go już brutalnie jednym z typów obuwia. Swoją drogą nie rozumiem tego kompletnie, bo kobieta chyba nie szuka poddanego tylko wsparcia i partnerstwa, ale może się mylę...
2. Zaczynają sobie wychowywać mężczyznę i ustawiać wedle swoich norm, zastępując po części mu matkę. I niektórym mężczyznom to bardzo odpowiada, bo szukają raczej następczyni matki, a nie partnerki, ale dalej nie rozumiem, po co być z "dzieciakiem", a jeszcze gorzej - robić z faceta dzieciaka, czy raczej kapcia, żeby nie używać niecenzuralnych określeń. Wychować to sobie można własnego syna, a nie partnera, ale znów - może się mylę...
3. Stawiają się na piedestale Księżniczki i oczekują uwielbienia, kwiatów z rosą
o poranku, kolacji podanej do srebrnego łoża, generalnie schodząc na ziemię - oczekują, że facet będzie im gotował, woził wszędzie, gdzie akurat potrzebują, bo zimno, bo pada, bo butki się ubrudzą, wychowywał dzieci i robił generalnie wszystko, co do faceta i kobiety należy, bo przecież ja mam głównie leżeć
i pachnieć. 
Może się mylę i może tak byłoby łatwiej...

...nie, jednak nie, jestem za podziałem i kompromisem, że każdy w domu robi to, co potrafi i co mu najlepiej wychodzi. Ważne, żeby obie strony starały się ogarniać wspólne ognisko, obojętnie już, kto ma zapałki, kto rozpala ogień, a kto go podnieca co pół godziny ;) Ważne, żeby nie poszło to w tradycyjny schemat, czyli baba do garów i dzieci, a chłop z piwerkiem przed TV, bo to nie o taki kompromis mi chodzi :) Z własnego życia wzięte - uważam, że najbardziej seksowny jest mężczyzna, który będąc ojcem, potrafi zająć się własnym dzieckiem tak samo jak kobieta. Nic piękniejszego, niż to jak mój mężczyzna zajmuje się naszym synem, jak go rozśmiesza, gania po mieszkaniu, karmi, przebiera, troszczy się i kocha, ostatnio nie widziałam :) 
Podsumowując:

Lepiej się dogadać niż walczyć. Tam, gdzie walka, tam leją się krew i łzy. Nie tego w miłości i związku szukamy.



 ___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

  1. Bardzo mądry wpis, widzę, że tu u Ciebie sporo wartościowych tekstów. Otwieram wino i biorę się za lekturę

    OdpowiedzUsuń
  2. Wartościowy tekst! :) Chociaż w praktyce to wszystko jest takie trudne.... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy tekst. Świetnie napisany :) Kompromis to bardzo ważna rzecz w zwiazku jednak niestety coraz więcej się spotyka par gdzie osoby nie umieją dojść do tego kompromisu. Pozdrawiam serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Mądry, fajny, dojrzały wpis. Z przyjemnością poczytalam i w sumie mogę powiedziec, że po 7 latach małżeństwa zgadzam się wlasciwie z każdym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie kompromisy są bardo ważne w związku lepiej dojść do ugody :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mądry wpis. Myślę, że takiego życia razem uczy się przez całe życie i poznaje się człowieka z każdym dniem. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy czym jest kompromis dopiero jak pokłóciłam się z chłopakiem dostrzegłam co jest ważne i że w życiu nie liczy się tylko moje zdanie, ale też jego. Pozdrawiam Cię cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem potrzeba burzy i wstrząsów, żeby sobie ważne rzeczy uświadomić, najważniejsze to wyciągać wniosku i starać się nie popełniać tego samego błędu :) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  7. O tak, kompromis jest szalenie ważny w związku, niezależnie od jego statusu. Ja np. chodzę z nim na filmy animowane których nie lubię do kina :P Ale on wytrzymuje moje zakupy w galerii, siedząc na telefonie :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie tylko w związku ale w całym życiu potrzebny jest niekiedy kompromis aczkolwiek uważam że trzeba tak jak wszystko używać z rozwagą . Sama czasami wolę wykłócić się o swoje jeżeli jestem pewna mojej racji niż później żałować decyzji podjętej razem. Mimo to zgadzam się z Tobą w pełni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy jak we wszystkim jest złoty środek, ale niestety trudny do osiągnięcia, co nie znaczy, że niemożliwy :)

      Usuń
  9. Każda osoba powinna to przeczytać zanim zacznie budować trwały związek. Obecnie żyjemy w bardzo stresujących czasach i dlatego tak ważny jest spokój w relacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze świata zewnętrznego chcemy coraz częściej wracać do spokoju i ciepła, do azylu. Trwałości nie zbuduje się walką i ciągłymi przepychankami o rację "najmojszą".

      Usuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "BIESY" KRZYSZTOF JASIŃSKI

  Materiały z archiwum Sceny STU BOSKI DOSTOJEWSKI  „Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego wystawiane na Scenie STU  były dla mnie jedną z najciekawszych pozycji z krakowskiego świata teatralnego. Wiązałam z nią wielkie nadzieje i niepokoje (z naciskiem na nadzieje). Nadzieje, gdyż Dostojewskiego jako twórcę od wielu lat ceniłam. Jego mętna i ciemna aura intrygowała. Niepokoje zaś wiązały się z objętością dzieła i sposobem przeniesienia na deski teatralne spójnej fabuły, dramatyzmu, czarnego humoru i tego charakterystycznego poczucia permanentnego napięcia, zmierzania ku ciemnej otchłani. DZIEWCZYNKA Z MŁOTEM A już najbardziej intrygował afisz teatralny , fascynował i przerażał, był niesamowicie magnetyczny. Przedstawiał dziewczynkę w bieli, z czarnymi włosami i przerażającymi oczami, utkwionymi gdzieś w dal. W ręku trzymała czerwony młot, co automatycznie nasuwa konotacje z krwawymi zbrodniami. W zasadzie trochę żałuję, że nie pozostałam przy nim i c