Przejdź do głównej zawartości

CZY MOJE DZIECKO JEST MAŁYM TERRORYSTĄ?

moje dziecko jest małym terrorystą, mały terrorysta? dziecko, emocje, szacunek, wymuszacz, manipulator

KRZYWDZĄCE OPINIE    


Często słyszymy, czy nawet, o zgrozo, sami używamy wobec naszych dzieci krzywdzącego określenia „terrorysta”, „wymuszacz”, „manipulator”. Nawet nie zdając sobie sprawy ile sami zła tym wyrządzamy i nieświadomie uczymy dziecko swoim zachowaniem czy opiniami – właśnie wymuszania.

„Nie widzisz, że ono Cię terroryzuje?”, „Co za manipulator!”. 

O ile opiniotwórcy można po prostu grzecznie i uprzejmie powiedzieć „Nie Twój problem” to mentalności i tej krzywdzącej opinii przechodzącej
z pokolenia na pokolenie się nie zatrzyma.

Do poruszenia tego tematu zainspirował mnie wpis Dominiki z PomogęCi Mamo, możecie go znaleźć o tu: àWYMUSZANIE

Dominika jest psychologiem, poznaliście już ją na moim blogu, użyła w swoim artykule słownikowej definicji „wymuszania” i wynikania z niej jasno, że wymuszanie to przestępstwo.  Serio myślicie, że kilkumiesięczne niemowlę, czy 2-3 latek są przestępcami, a w ich głowach cała sieć strategii jak tu przeprowadzać zamachy na rodzicach?

Maluchy nie umieją radzić sobie z emocjami, dopiero powoli uczą się jak to robić. Dzieci myślą też bardzo prosto, naprawdę nie knują intryg, nad których rozwiązaniem trzeba się godzinami zastanawiać. Prosty mechanizm – dziecko chce daną rzecz, nie dostaje jej, więc jest zrozpaczone i płacze, histeryzuje, bardzo tej rzeczy chce i reaguje całym sobą tu i teraz. Ono jeszcze nie rozumie jak dorosły człowiek dlaczego nie może czegoś dostać i zaakceptować tę sytuację, panując przy tym nad emocjami.

 MOJE DZIECKO JEST „TERRORYSTĄ”


Moje dziecko jest „terrorystą” – domaga się głośno i dobitnie zaspokojenia swoich potrzeb. Jak był malutki „terroryzował” mnie płaczem o różnym stopniu natężenia, teraz do arsenału broni doszedł jeszcze krzyk, wrzask, latające klocki, czy co tam aktualnie w ręce się znajduje. Sto razy dziennie chce być noszony na rękach, choć teraz może już odrobinę rzadziej, bo więcej już widzi ze swojego poziomu, jogurt chce jeść łyżeczką koloru, który aktualnie mu się podoba
i łyżeczką w innym kolorze nie zje, buty chce założyć sam, a wszelkie formy pomocy odrzuca z irytacją, wybiera skarpetki, które tego ranka chce założyć, do spania kładzie się kiedy czuje potrzebę, w trakcie zasypiania „zmusza mnie” do włączania mu po raz tysięczny tej samej piosenki o kręcących się kołach autobusu, czy do podgrzania pomidorowej o 22, bo zasnąć nie może, a zjadłby parę makaronów w sosie pomidorowym. „Krzyczy na mnie” kiedy nie mogę, choć bardzo bym chciała dać mu przedmiot pożądania, który niekoniecznie jest dobrym wyborem jeśli o zabawkę chodzi, „zmusza mnie” do zabawy w przesypywanie cukru z pudełka do szklanki, czy przelewania wody z kubka do kubka, „pośrednio wymuszając na mnie” kilkukrotne wycieranie podłogi, suszenie ciuchów, przebieranie.

MOJE DZIECKO MÓWI MI „NIE”


Moje dziecko mówi mi „nie” kiedy nie chce jeść jajka na śniadanie, kiedy nie ma ochoty na jabłko, kiedy nie chce żebym je teraz przytulała, bo jest w innym zabawowym świecie, kiedy nie chce się bawić wcale tymi super książeczkami, które mu z namaszczeniem podsuwam, a woli tą porwaną, w której otwierają się okienka (oczywiście, te którym udało się ujść z życiem przed wyrwaniem)
i otwiera je osiemdziesiąt osiem razy dziennie, żeby po raz osiemdziesiąty ósmy tego dnia zobaczyć w okienku „miau”. Mówi zdecydowane „nie” kiedy nie ma ochoty jeść tych wszystkich zdrowych pyszności, które dwie godziny przygotowywałam, zrzeka się różnorodnych posiłków na rzecz miski pomidorowej, mówi też „nie” odrzucając kołderkę i drepcząc bosymi stópkami
w swoją stronę, kiedy sen jednak jeszcze nie chce przyjść, choć mnie od godziny włazi na głowę i dręczy nieludzko. Mówi z irytacja „nie”, kiedy jest zmęczony całym światem, a ktoś go zmusza do jeszcze jednej łyżeczki obiadu, do powtarzania słów, do ułożenia tych nowych klocków, czy czegokolwiek na co on, jako odrębna jednostka ludzka, może nie mieć po ludzku ochoty. Mimo, że jest mały. A może właśnie dlatego należy mu się podwójna doza wyrozumiałości
i cierpliwości?

CZY MOJE DZIECKO JEST ZATEM TERRORYSTĄ?


Czy moje, a także Twoje, czy każde inne małe dziecko jest zatem terrorystą?

 To jest moja historia, ale Ty pewnie masz swoją, chwile i zachowania tak irytujące i nużące, że barszcz wigilijny Ci się zwraca. Z mojego wywodu wylewa się parę szklanek ironii, dla ułatwienia parę czasowników wzięłam w cudzysłów, żeby podkreślić absurd tego wyświechtanego terroryzmu.

Nawet nie macie pojęcia jak bardzo musiałam wiele razy gryźć się w język, żeby nie obrzucić gównem każdej osoby wtrącającej się do mojego sposobu wychowania i dziecka, która takie mądrości mi próbowała wmówić:

  • „Nie tłumacz, dziecko ma raz zrozumieć i być posłuszne”

Serio? A Ty z taką ochotą jesteś posłuszna i przyjmujesz za pewnik bez tłumaczenia, argumentacji i zrozumienia sytuacji czy zachowania?

Oczywiście, że nie, więc w czym ten malec jest gorszy od Ciebie, że ma być posłuszny bo tak? Ile czasu potrafisz „mielić” temat: „Dlaczego mój ukochany chłopak się tak zachował? Dlaczego on to powiedział? Czemu mi tego nie wytłumaczył, żebym mogła zrozumieć?” A maluch chce wiedzieć dlaczego nie chcesz pozwolić mu teraz grzebać przy gorącym tosterze.

Proste, prawda?



 To w takim razie powiem Twojemu facetowi, żeby Cię więcej nie przytulał i nie okazywał czułości, bo się przyzwyczaisz i będziesz go terroryzować i się domagać.

Dostrzegasz analogię?


  • „Dlaczego robisz to, czego on chce? Wchodzi Ci na głowę, okręca wokół palca, wyrośnie na rozpuszczonego bachora”.

No więc tak - rozpuszczonym bachorem to możesz być co najwyżej Ty, nadawco słów, skoro rozbuchana chęć udzielania rad jednak kazała Ci się wtrącić do naszego świata.

A po drugie – Jeśli chcesz zjeść lody malinowe, to idziesz do sklepu, kupujesz, wyciągasz łyżkę i zajadasz. Dwuletni maluch nie umie wykonać tych czynności,
a bardzo chce zjeść lody malinowe, więc rozpaczliwie prosi o to. I owszem, ma prawo wybierać, w której misce zje, z którego kubka się napije i czy będzie siedział na żółtej poduszce na podłodze, czy na kuchennym parapecie
i rozłożonej zielonej serwecie, bo tak mu smakuje najbardziej. Ty z automatu możesz wybierać, to, co najbardziej Ci odpowiada, dlaczego on nie może? Tym bardziej, ze Ty masz już swoje preferencje i żywieniowe i sposobu konsumpcji świata, a maluch dopiero eksperymentuje, jeszcze nie wie, co najbardziej mu pasuje, co najlepiej smakuje, w czym mu najwygodniej.

DZIECKO NIE JEST TERRORYSTĄ


Dziecko nie jest terrorystą próbującym Cię zniszczyć, upodlić, zrównać Twój świat z ziemią, a chałupę podpalić. Dziecko jest odkrywcą, eksperymentującym, eksplorującym nowe lądy. Jest zagubione i oszołomione natłokiem bodźców, informacji, swoich emocji, z którymi nie potrafi sobie jeszcze radzić, dlatego zachowuje się tak impulsywnie, wybucha, nie panuje nad sobą. Powtarzam to sobie jak mantrę jak obrywa mi się rykoszetem, bo to, że rozumiem, nie znaczy, że mnie nie boli jak kant książeczki rozrzuconej w furii trafia w moją jedynkę i nos bo znalazłam się w złym miejscu i w złym czasie 😉

Odkrywcę trzeba tylko chronić i do znudzenia powtarzać, tłumaczyć i pilnować tych granic, których przekroczenie jest dla niego szkodliwe – gniazdka, piekarnik, rozgrzany piec, chemia, ostre przedmioty.

A wiesz, gdyby tak odwrócić role i zmienić narratora…

MOJA MAMA JEST TERRORYSTKĄ


Moja mama jest terrorystką – domaga się głośno i dobitnie, żebym spełniał jej rozkazy, mimo że wcale tego nie chcę. Nie chcę się bawić tymi klockami, bo jest mi smutno, że właśnie rozwaliła mi wieżę i każe mi coś dziwnego układać. Chciałbym się pobawić piłką, ale jak mi wpadnie po raz kolejny pod kanapę przez przypadek to już mi jej nie wyjmie, bo niby na złość ją tam wrzucam. Nie chcę pić z tego niebieskiego kubka bo lepiej leci z tego czerwonego, a ona mi nie chce tamtego dać. Wmusza we mnie potrawy, na które nie mam ochoty, nie jestem aktualnie głodny, zjadłbym znowu zupę w tej kolorowej misce i przy oknie bo tam samochody widzę jak zajeżdżają na parking, a ona mi każe jeść coś dziwnego, co wcale mi nie smakuje i nie pozwala mi zanieść talerza na okno. Nie pozwala mi też wybrać spodni, rękawiczek i ciągle na mnie krzyczy, że „nie wolno”, „idź”, „pospiesz się”, „nie krzycz”, „nie histeryzuj”, „jedz”, „śpij”…itd.

 KTO JEST TERRORYSTĄ?


I kto tu jest terrorystą? 😊

Zawsze trzeba patrzeć z dwóch stron, to pomaga, pozwala zrozumieć, nie oceniać. A jeśli już mamy posługiwać się terminem terroryzmu to żeby było sprawiedliwie i zgodnie ze stanem rzeczy to albo wszyscy jesteśmy terrorystami albo nikt 😊 Ja wybieram opcje numer dwa, a Ty, po której jesteś stronie? 

____________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

  1. Tekst w samo sedno�� myślę że wielu przyda się spojrzenie z tej perspektywy. Ale trzeba przyznać że czasem trudno do znudzenia tłumaczyć czemu nie może się samo bawić na parapecie albo czemu noże to nie są najlepsze zabawki. Wtedy potrzeba dużo cierpliwości żeby wytrzymać okrzyki złości i sporo refleksu żeby nie oberwac ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, refleks to podstawa ;) A cierpliwości sami się uczymy w trakcie wychowania, ja ma czasem dalej z nią problemy, ale staram się, zagryzam zęby wielokrotnie i staram się - działa :)

      Usuń
  2. Takie pisanie z perspektywy dziecka zawsze skłania do innego spojrzenia. O ile w przypadku niemowląt i 2 latków jeszcze łatwiej przetłumaczyć, to już gorzej z przedszkolakiem. Mój czterolatek nie raz daje popis trudnego zachowania i nie jest łatwo myśleć, że to tylko niedojrzałość emocjonalna a nie złośliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że czasem ciężko jest sobie to tłumaczyć, ale złośliwość 4-5 latka wciąż wynika z niedojrzałości emocjonalnej i burzliwych zmian rozwojowych w psychice. Potrzeba ogromu cierpliwości niestety.

      Usuń
  3. Świetne spojrzenie na sprawę! Szczerze przyznam, że nigdy nie pomyślałam o tym akurat w ten sposób, a to przecież prawda. Dziecko dopiero się tego wszystkiego uczy, dopiero poznaje i układa swój świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) To prawda, maluch konstruuje swój świat od zera, nie rodzi się z wszechwiedzą, ale ją stopniowo zdobywa.

      Usuń
  4. Jak nie knuja spisków to chcą przejąć władzę nad światem. Ogólnie dzieci zawiązały międzynarodówkę pieluchową i chcą nas załatwić Pambersami i to brudnymi.

    ....Nie słucham co mówią wszystkie te ,,ciotki rewolucji" i ,,wujkowie dobra rada". Spływa to po mnie jak po kaczce. Dwuletnie dziecko jeszcze nie ma wyrobionego okazywania emocji, dopiero poznaje świat.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały tekst, wspaniałe przykłady.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny tekst. Nie znoszę, gdy ktoś nie znajac mojego dziecka, jego charakteru ocenia je.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj jestem po nieprzespanej nocy. Od północy do 4 mój syn postanowił nie spać. Chyba coś mu dolegało ale uspokajał się na rękach. Nosiłam chociaż rzęsami zamiatałam podłogę. Nigdy nie pomyślałam o tym że mnie dzieci terroryzują. Nigdy nie traktowałam ich w taki sposób aby im coś narzucać i aby czuły że ja mam wladzę i ja decyduję. W przypadku starszej córki mamy świetny kontakt. Rozmawiamy, rozwiązujemy problemy, tulimy się a była tez pieszczona noszona, i w nosie miałam co inni mówili. To moje dziecko i moje macierzyństwo :D My dorośli nie potrafimy odnaleźć się w nowym miejsu pracy, jestesmy zestresowani, nerwowi, odreagowujemy w domu a te małe bąbelki dopiero poznają świat więc wiadomo że chcą być blisko mamy i że wszystko jest nowe i niepokojące i reagują całym wachlarzem emocji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie napisane. I o ile ogólnie się zgadzam, o tyle z kilkoma stwierdzeniami bym podyskutowala. Tak, dziecko może stać się małym terrorystą. Nie mówię tu o niemowlak, ale już dwulatek-jak najbardziej. Dziecko musi nauczyć się granic. I to rola rodzica go tego nauczyć. Są sytuacje, w których dziecko musi reagować posłuszeństwem bez tłumaczenia - np. kiedy leci w stronę ruchliwej ulicy, a Ty zawolasz: Stój! Ono ma wtedy stanąć, a nie wdawać się w dyskusję. Co do wybierania ubranek przez dzieci, to jest to jedna z niewielu rzeczy, która mnie dziko w innych rodziców osobiście irytuje (choć nie powinno, wiem, to ich dziecko i metody wychowawcze) . Przychodzi taki maluch ubrany absolutnie nieadekwatnie do pogody, albo trzeci dzień w tych samych skarpetkach, a mamusia ze słodkim uśmiechem tłumaczy: bo on tak chciał... No kto tu jest dorosły, na litość boską? Tak więc skeacajac, bo długo mogłabym pisac: jasne, pamiętajmy, że dzieci mają swoje uczucia, że należy się im szacunek, ale bierzmy też pod uwagę, że nie jesteśmy wraz z tymi dziećmi samotna wyspa, żyjemy w społeczeństwie i do reguł społecznych dzieci muszą się przystosować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziecko też ma swoje potrzeby, ale niestety w tych czasach często daje się zauważyć jak rodzice są wręcz zmanipulowani przez swoje dzieci. Może stąd te teorie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "BIESY" KRZYSZTOF JASIŃSKI

  Materiały z archiwum Sceny STU BOSKI DOSTOJEWSKI  „Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego wystawiane na Scenie STU  były dla mnie jedną z najciekawszych pozycji z krakowskiego świata teatralnego. Wiązałam z nią wielkie nadzieje i niepokoje (z naciskiem na nadzieje). Nadzieje, gdyż Dostojewskiego jako twórcę od wielu lat ceniłam. Jego mętna i ciemna aura intrygowała. Niepokoje zaś wiązały się z objętością dzieła i sposobem przeniesienia na deski teatralne spójnej fabuły, dramatyzmu, czarnego humoru i tego charakterystycznego poczucia permanentnego napięcia, zmierzania ku ciemnej otchłani. DZIEWCZYNKA Z MŁOTEM A już najbardziej intrygował afisz teatralny , fascynował i przerażał, był niesamowicie magnetyczny. Przedstawiał dziewczynkę w bieli, z czarnymi włosami i przerażającymi oczami, utkwionymi gdzieś w dal. W ręku trzymała czerwony młot, co automatycznie nasuwa konotacje z krwawymi zbrodniami. W zasadzie trochę żałuję, że nie pozostałam przy nim i c