Przejdź do głównej zawartości

NIENAWISTNA ÓSEMKA, CZYLI 8 PYTAŃ NAJBARDZIEJ IRYTUJĄCYCH MATKĘ

najbardziej irytujące pytania do matki, poród,karmienie, brak empatii, 8 pytań

Są w życiu kobiety – matki takie pytania, które przyprawiają ją o atak białej gorączki. Przerobiłam wszystkie, zadawane przez różne osoby, pogadałam
z mateczkami, co ich wkurza najbardziej w tym świecie naznaczonym pasmem krytyki, obojętnie czego byś nie zrobiła i powstała lista ulubionych, które teoretycznie paść nie powinny, a jeśli padną już nieopatrznie, to powinny pozostać bez komentarza osoby pytającej. Niestety tak byłoby
w idealnym świecie, a że żyjemy w rzeczywistości nie do końca idealnej, to jest jak jest i trzeba się mierzyć z ludzką głupotą, wścibstwem, ignorancją
i kompletnym brakiem empatii. No to lecimy z tym koksem.

Wypada nam zacząć od początku:

1. Jak rodziłaś?

Hmm…bezpiecznie. Bo chyba o to chodzi, żeby było najbezpieczniej jak się tylko da.

Kiedy odpowiadam, że przez cesarskie cięcie od razu idzie lawina „troskliwych” pytań: „Ojoj, dlaczego?”, „Co się stało?”, „Nie chciałaś naturalnie?”, „To tak jakbyś wcale nie rodziła”, „Nie wiesz co to ból!”, „Wygodna jesteś”, „Pewnie, najlepiej łatwo, szybko i przyjemnie…"
I dyskusja zamyka się po magicznym zdaniu „Tak chciałam” (polecam tę odpowiedź), jakiż tu kontrargument dać? 

Ale nie będę taka i odpowiem dosadniej trochę, bo wiecie to pytanie
i porównywanie jest mega niesprawiedliwe, bo każdy kto ma gram wiedzy wie, że po porodzie jesteśmy takie same – jak to żartobliwie mawiał mój lekarz: „Nie ma dobrego sposobu na poród, część kobiet ma mielonkę
w brzuchu, a część między nogami”. I ja nie potrzebuję tego „niby troskliwego” ojojojojowania, bo ja lubię tę swoją mielonkę. Niczym się nie różnimy, każda z nas przecież wydaje na świat cud życia i wychodzi
z porodu ze stratami i obrażeniami, po co dokładać do tego licytację? 

A poza tym, serio było mi bardzo przyjemnie podczas cesarki - jedna położna malowała mi paznokcie u rąk, druga u nóg, anestezjolog masowała mnie
i puszczała relaksacyjną muzę wprost do uszu, neonatolog, bo chwilowo nie miała co robić, kładła mi maseczkę z alg na twarz, a po wszystkim sama sfrunęłam ze stołu i śmigałam jak gazela po oddziale na skrzydłach oparów morfiny, nie boli nic, przecież mam tylko porozcinany brzuch i poszarpane wnętrze, ale heloł, pozszywali mnie więc nie mogę narzekać. Piszę tu
z perspektywy tego rodzaju porodu, bo akurat matki cesarkowe są napiętnowane niesprawiedliwymi stereotypami, bądź same się zapędzają
w kozi róg. Znam doskonale też ból skurczy porodowych, ale nie chcę mi się tłumaczyć każdemu z osobna dlaczego tak, a nie inaczej, że kompletnie nie chodzi o ból i wygodę, stąd moja odpowiedź, która działa i zamyka usta. Polecam! 
A jeśli już jesteś przy tematyce okołoporodowej i musisz pytać, to lepiej zamiast jak rodziłaś, zapytaj: "Jak się czujesz?" Też polecam!

2. Karmisz?

(ulubione) – Nie, głodzę!

Oczywiście, że karmię, ale jakie to ma znaczenie jak? Pamiętam jak tuż po macierzyńskim wróciłam do pracy i miałam spotkanie z panią od "marketingu zapachowego" i ona uradowana pyta: „Ale karmiła Pani piersią?” Zgodnie z prawdą odpowiadam, że tak. Kolejne pytanie: „A długo?” A skąd ja mam wiedzieć, co znaczy dla kogoś długo…Odpowiadam zgodnie
z prawdą: „Tyle ile chciał”. I znów pytanie: „Tzn. ile?”, nosz kurde, pół roku, droga kobieto! I zaczął się lament „Ojojojojoj to króciutko, ja karmiłam rok, to malusio!”.

Może i malusio, może dla mnie też za malusio i dalej to przeżywam, ale nie wepchnę cyca chłopu do ust i nie powiem: „Żryj, bo WHO zaleca karmienie do 2 roku życia, a widzisz, że mleczarnia jeszcze świeżym mlekiem stoi” kiedy on już nie chce…a ja bym bardzo chciała jeszcze, skoro już się dotarliśmy i ból karmienia po kilku tygodniach minął.

Ale to nie mój wybór, a widzicie jak łatwo komuś zrobić przykrość głupim wścibstwem? Wiecie co czuje kobieta, która walczyła o każdą kroplę mleka
i była szczęśliwa, że choć miesiąc jej się udało karmić? A potem przychodzicie Wy z zabłoconymi buciorami w jej życie i mówicie jej, że czemu tak „malusio”. Albo z góry oceniacie kobiety, które od początku karmią mlekiem modyfikowanym, że są leniwe, że im się nie chce, że idą na łatwiznę…Nie macie pojęcia czasem iloma łzami i rozpaczliwymi próbami jest okupiona ta decyzja, brak innego wyjścia.

Odrobina taktu i empatii.

Zawsze mnie zastanawia, że z taką łatwością przychodzi obcym ludziom pytanie drugiej osoby o jej dupę i cycki. Rozumiem, że w gronie przyjaciół można pogadać, pożartować, wejść w temat głębiej, ale na litość boską, to kobieta, ta zainteresowana, decyduje ile tyłka i cycka chce Wam „pokazać”.



3. Dlaczego ją/go nosisz ciągle?



Bo on/ona tego potrzebuje.

W świecie zwierząt matki też noszą swoje młode, a my podobno jesteśmy wyżej w łańcuchu cywilizacyjnym, więc co to za głupie pytanie? Nie będę się rozpisywać o tych durnych tekstach „Nie noś, bo się przyzwyczai” (pisałam
o tym oddzielny artykuł TUTAJ), bo to już w ogóle jest absurd, przecież właśnie ono jest już przyzwyczajone od dziewięciu miesięcy do noszenia, kołysania, ciepła, bicia serca. Skoro najbezpieczniej czuje się na rękach tzn. że tego potrzebuje. Przecież to takie proste i logiczne.


4. Dlaczego ono jeszcze nie mówi/nie siedzi/nie chodzi?


No wiesz, jest zajęte w tym momencie nauką programowania, alfabetu chińskiego i konstrukcją mostu, zarobione jest, nie ma czasu na takie pierdoły.

To jest dla mnie top of the top pytań jeśli chodzi o te z gatunku irytujących na tyle, że w myślach już dawno Cię posiekałam w drobniutką kostkę
i posoliłam. Najprościej byłoby odpowiedzieć: „Wiesz co, nie wiem, zapytaj go sam/sama. A nie, przecież nie umie jeszcze mówić, więc Ci nie odpowie, no to sory, nie zaspokoję Twojej ciekawości.” A tak serio, gdyby mi płacili złotówkę za to, ile razy musiałam znosić te pytania i odpowiadać za każdym razem to samo, że nie przyszedł jeszcze czas, że każde dziecko rozwija się
w swoim tempie i zrobi coś jak będzie na to gotowe, to byłabym po tych
3 latach tak obrzydliwie bogata, że kupiłabym sobie jacht.

Tutaj najszybciej uruchamia się maszyna porównująca, bo mój Jaś to mówił już jak skończył roczek, a moją Kasię to wsadziliśmy w chodzik po
8 miesiącu, żeby nauczyć chodzić przed pierwszymi urodzinami, a moja Dżesika to jak skończyła pół roku to już siedziała, chwiała się na boki, ale siedziała poobkładana czym tylko można było. Wow, pogratulować bezmyślności i braku wiedzy, że nie trzeba uczyć dziecka rzeczy tak naturalnych  jak siadanie, chodzenie czy mówienie, bo samo opanuje to wtedy, kiedy będzie gotowe, możesz mu pomóc, asystować, ale nie „zmuszać”. Usiądzie jak będzie miało na tyle silny kręgosłup, będzie chodzić jak będzie się czuło stabilnie na nogach, a jego układ kostny dojrzeje do tego, zacznie mówić kiedy jego aparat mowy będzie na to gotowy. Nie róbmy krzywdy dzieciom, fizjoterapeuci apelują o to, bo potem mają masę małych pacjentów z wadami postawy, urazami kręgosłupa, stawów i to jest właśnie wynikiem wyścigu, które pierwsze coś zrobi.


5. Dlaczego Ty mu na wszystko pozwalasz? Czemu pozwalasz sobą rządzić? Dziecko ma być grzeczne i słuchać się rodziców! 


Serio? A niby dlaczego? Czemu mam mu nie pozwalać np. jeść tego, na co ma akurat ochotę, Ty przecież samodzielnie wybierasz z menu, co byś zjadł na obiad. 

Czemu mam mu nie pozwolić wyciapać siebie i wszystkiego, co w zasięgu, kiedy uczy się samodzielnie jeść i posługiwać sztućcami? Czemu mam mu nie pozwolić bawić się tym, czym chce i nie jest to dla niego niebezpieczne, a nie jest zabawką? Mówisz, że do zabawy są zabawki, ale dziecko akurat najlepszą zabawkę potrafi sobie zrobić z łyżki i garnka i co w tym złego? Popsuje mi? Zarysuje? Wygnie? Ubrudzi? I co z tego? Ważne, że nie dotyka przecież Twoich garnków J  Czemu mam mu nie pozwolić zmoczyć spodni po tyłek wodą z kałuży, skoro to świetna zabawa? Na szczęście są proszki
i woda i pralka i jakoś uratujemy ten kawałek materiału, a wspomnienia są bezcenne. I tak, pozwalam mu na wszystko, co nie zagraża jego zdrowiu czy życiu i tak, traktuje go jak równego sobie, jego zdanie stawiam na równi ze swoim, pozwalam na błędy. Ja. Ty możesz robić inaczej, nie znaczy, że Twoje inaczej jest najlepsze i jedyne właściwe, a Ty czujesz się
w obowiązku nawracać innych na swoją drogę.


I jeszcze jedno – niekoniecznie musisz mi mówić, że moje dziecko jest niegrzecznym bachorem, czy uogólniać, że teraz takie wszystkie są rozwydrzone i niewychowane przez to bezstresowe wychowanie, bo wiesz, to co Ty nazywasz „niegrzecznym”, „niewychowanym” jest naturalnym procesem rozwojowym, albo...chorobą, oceniając obcą matkę, wzdychając nad jej rozwrzeszczanym bachorem, czy gromadką nie masz pojęcia z czym ona się może mierzyć, a bardzo łatwo jedną uwagą możesz ją skrzywdzić. Nie mów też kobiecie, patrząc z degustacją na te "niegrzeczne" pacholęcia, że po co komplikować sobie życie dzieciakiem, czy o zgrozo, kilkorgiem, że to sam kłopot i ograniczenie i wieczne choroby…bo być może trafisz na taką, która marzy o tym wszystkim, co Ty nazywasz „niedogodnością
i problemem”, a wie, że może nigdy tego mieć nie będzie. Przykro by Ci pewnie było, gdybyś była na jej miejscu, prawda?


6. Posłałaś dziecko do żłobka i wróciłaś do pracy? Zła z Ciebie matka, powinnaś być z dzieckiem póki Cię potrzebuje. Siedzisz w domu z dzieckiem? Nie żal Ci, że siedzisz ciągle w pieluchach
i się nie rozwijasz? Nie brakuje Ci dorosłych ludzi i poważnych zajęć?


 No tak źle i tak niedobrze!

 To co w końcu jest opcją pośrednią? Hmm? Dlaczego zakładasz, że wracam do pracy z czystego egoizmu, a nie zobowiązań czy przymusu finansowego? A może potrzebuję pracy i innego życia, nie wszystkie kobiety zatracają się w swoim "bombelku" bez pamięci. Dlaczego zakładasz, że nie wychodząc codziennie rano do pracy, nie pracuję w domu? Nie rozwijam się? Nie realizuje siebie i swoich pasji? Tak łatwo przychodzi nam ocena, tak łatwo można kogoś skrzywdzić. A tak naprawdę to co Cię to obchodzi, czy
i dlaczego ktoś zostaje z dziećmi w domu, a ktoś szybko wraca do pracy? Masz ból zadka o czas spędzany z dziećmi w domu i wygodę pracy z domu, czy
o codzienne wyjścia do pracy na pół dnia i zostawianie za sobą tego, co
w czterech ścianach?
Bo ja osobiście mam ból zadka, że zostawiam dziecko
w żłobku na tyle godzin, ale nie dowalam Ci, żeby się lepiej poczuć, więc daruj sobie epitety o wyrodnej matce. Będziemy wobec siebie fair.

7. Na jakie zajęcia chodzi Twoje dziecko? Jeszcze go nie zapisałaś nigdzie? Będzie dzikiem jak będziesz go w domu trzymać bez znajomych.


Słyszą to już matki 2-3 latków od nawiedzonych znajomych matek bądź niematek. Powtórzę i powtarzać będę do skutku, że wedle psychologii rozwoju dzieciaki w tym wieku nie są zdolne do zawiązywania prawdziwych przyjaźni, jak nam dorosłym się wydaje, widać to jak na dłoni w żłobkach
i o czym mówią same opiekunki żłobkowe, że każdy bawi się sam, potrzeby kontaktów z rówieśnikami też przychodzą do każdego dziecka w innym czasie. Poza tym do 3 lat rodzice i najbliższa rodzina jest dziecku potrzebna do prawidłowego rozwoju najbardziej. Czas z rodzicami, zajęcia
z rodzicami, to nie ciocie w żłobku są od „brudnych” zabaw, rozwoju
i wychowania Waszych dzieci, ale Wy.
To nie plac zabaw i ulica ma zajmować się Waszymi dziećmi, a Wy tylko położycie je wieczorem spać. To Wasza rola.

W okresie przedszkolnym zaczyna się wyścig, kto więcej zajęć upchnie do grafika, a tu znów, Wy jesteście najlepszymi nauczycielami, to Wy macie pokazać możliwości, z których maluch wybierze, co go cieszy i co chciałby robić, ale tak żeby mieć wciąż dużo czasu na beztroską zabawę. Na szkolne ławki i napięty grafik przyjdzie jeszcze czas.


8.  Kiedy następne?


Największą moc ma to pytanie, kiedy jeszcze nie czujesz, że jednak żyjesz po porodzie i nie za bardzo wiesz jak zabrać się za obsługę tego malucha,
a Twoje życie przeszło krwawą rewolucję.
A odpowiadając na pytanie: „Hm…kiedy? Chyba już nigdy, ale…może kiedyś zmienię zdanie, na pewno nie zapomnę Cię oczywiście o tym poinformować J

Dodasz coś do tej listy? Śmiało, czekam na propozycje J 



________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 



Komentarze

  1. A ja bym trochę zmieniła założenie tego tekstu. Uważam, że nie pytania same w sobie są wkurzające, ale oceniające i krytyczne podejście. Natomiast z innej beczki, to jestem zdania, że w dzisiejszych czasach wszyscy robimy się odrobinę nadwrazliwi. Bierzemy sobie do serca kazda uwagę, obrażamy się śmiertelnie o źle użyte słówko. Ja się trochę obawiam, że to może doprowadzić do czasów, kiedy ludzie będą kompletnie zyli obok siebie, kompletnie się sobą nie interesując i bojąc się do siebie odezwać. Większość tych pytań, zwłaszcza od starszych członków rodziny, wynika z troski. Czemu nie wyjść z założenia, że jeśli nie chcemy na coś odpowiedzieć, to mówimy z usmiechem "wolałabym o tym nie mówić", jeśli nie zgadzamy się z czyimś zdaniem, to je po prostu olewamy? I tyle, przechodzimy do porządku dziennego i żyjemy dalej, a nie "wkurzamy się", obrażamy i przeżuwamy w duchu raz po raz jak niesmaczne danie? Mowa od wieków pełniła funkcję faktyczną - podtrzymanie kontaktu. W dzisiejszym świecie, kiedy to ludzie mają coraz większą tendencje do zamykania się w swoich głowach, komputerach, komórkach, kółkach wzajemnej adoracji dla mnie każda, nawet niezdarna próba wyrażenia zainteresowania drugą osobą, zadania pytania, rozmowy jest cenna. Natomiast dobrze byłoby powstrzymać się od oceniania i krytykowania. Choć też uważam, że obecnie zby wiele uwag przeżywamy i podciagamy pod hejt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie to wkurza mnie tylko ostatnie pytanie, Kiedy nastepne. Abstrahując od mojej specyficznej sytuacji okoloporodowej,zawsze zastanawia mnie co to kogo obchodzi. A juz najbardziej cisnienie mi podnosi jam ktos mowi do M. Powiedz mami, ze chcialabys braciszka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

Czy bez umytych okien święta się nie odbędą? Czyli czego życzę Wam na ten świąteczny czas.

CZY COŚ SIĘ STANIE, CZY ŚWIAT SIĘ ZAWALI? Ostatnio było o prezentach, to może pociągnijmy magię Świąt teraz bardziej w stronę duchową niż materialną. Stając w obliczu tych Świąt i zdarzeń przedświątecznych chciałabym się podzielić refleksją. Nie lubię ckliwości, ale nie obiecuję, że się przed tym uchronię, więc uczciwie ostrzegam, żeby potem nie było. Cały rok gdzieś wszyscy gonią, spieszą się, pędzą, przed Bożym Narodzeniem pęd   zamienia się w obłęd i czyste szaleństwo. Masa pytań kotłuje się w głowie, czy zdążę posprzątać, zrobić zakupy, kupić prezenty, przygotować potrawy, udekorować dom, a co jeśli nie? Czy coś się stanie jeśli do kolacji wigilijnej zasiądziemy godzinę później, bo karp potrzebował dojrzeć na patelni? Albo czy świat się zawali jeśli nie wszystkie potrawy wyjdą spod ręki pani domu, a zostaną przyniesione z cukierni, czy sklepowej zamrażarki? To też nie tak, że nie rozumiem tradycji, owszem rozumiem, doceniam i sama chciałabym stworzyć dom pachnący pierniki

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz