Przejdź do głównej zawartości

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "CHORY Z UROJENIA" GIOVANNI PAMPIGLIONE

recenzja, Chory z urojenia, Teatr Słowackiego, Giovanni Pampiglione, Andrzej Grabowski, Molier, krytyka
materiały prasowe Teatru im. Juliusza Słowackiego
14 luty to oprócz Walentynek, które przybyły do nas z odległej krany, Dzień Chorych Psychicznie. Patronat nad tym dniem zaś obejmuje św. Walenty, który był kapłanem, udzielającym ślubów zakochanym, niekoniecznie za zgoda rodziców, czyli najprawdziwszy piewca miłości 😊 Poza tym Walenty w Polsce jest uznawany za  patrona chorób umysłowych, nerwowych, epilepsji. Jakby się głębiej zastanowić to nie ma żadnej sprzeczności między przypadłościami, którym patronuje. Wszak zakochanych często nazywa się wariatami, chorymi z miłości czy opętanymi, a miłość porównuje się do ciężkiej choroby psychicznej.

Trochę też z okazji Święta Zakochanych zapraszam Was do molierowskiego świata, na "Chorego z urojenia". Zapytacie: Dlaczego? Co to ma wspólnego ze świętem pluszu i czekoladek?

Ano ma bardzo wiele. Główny bohater cierpi przede wszystkim na brak zainteresowania swojej żony (która za plecami go swoją drogą zdradza),
a w rezultacie na samotność, która jest bardzo częstą przypadłością związku dwójki ludzi, którzy tracą płaszczyznę porozumienia, stają się na siebie głusi i ślepi. Ku przestrodze, ku refleksji, ku dobrej zabawie - zapraszam 😊


WSZYSCY JESTEŚMY "CHORZY"

Wszyscy jesteśmy „chorzy". Każdy z nas, siedzących na widowni, w różnym stopniu jest obciążony chorobą samotności, niezrozumienia, braku akceptacji przez innych lub siebie samego. Często bywa, że „schorzenia" owe są zamknięte w odległych szufladach naszej psychiki, ale nie zmienia to faktu, że egzystują w ukryciu do momentu, kiedy ktoś nie włoży kija
w mrowisko i nie rozgrzebie śpiącego wulkanu. Molier potrafił doskonale pod płaszczem humoru i zabawy wyciągać na światło dzienne ludzkie bolączki i przywary. Wydawało by się, że „Chory z urojenia"
z fenomenalnym Andrzejem Grabowskim w roli głównej – to sztuka
o wyważonych proporcjach śmiechu, łez i refleksji – jednak dość szybko zaczyna mdlić podczas „konsumpcji".

ANDRZEJ GRABOWSKI - KRÓL KOMEDIOWY

Molier był mistrzem w obnażaniu ludzkich cech charakteru. Wykorzystywał przy tym dużą dozę czarnego humoru. Zabieg ten doskonale też udał się reżyserowi– Giovanniemu Pampiglione, który oprócz adaptacji tekstu, dokonał dobrego wyboru, co do samej obsady. Grabowski, znany przeze mnie głównie z ról komediowych, stworzył postać Argana niezwykle przekonującą, choć nie mogłam odpędzić od siebie wrażenia, że stoi przede mną Ferdynand Kiepski. Albo tak zrosła się w mojej głowie ta fikcyjna postać z aktorem albo aktor popadł już w taką konwencję... Sama nie wiem.

Już od pierwszych kwestii wygłaszanych z fotela z baldachimem bawi publikę do łez. Wystarczy spojrzeć na sama pozę aktora i konstrukcję siedziska, żeby stwierdzić, że Argan to król na tronie, terroryzujący pozostałych domowników, którzy muszą dostosować swój rytm dnia do jego drzemek, lewatyw i pór podawania lekarstw. Typowy hipochondryk? Na pierwszy rzut oka – owszem. Czy przejaskrawiono jego postać do granic możliwości? Nie sądzę. Po początkowych scenach jestem pewna, że mamy do czynienia z człowiekiem wołającym o zainteresowanie swoją osobą,
a schemat „chorego z urojenia" wydał mu się najprostszą
i najskuteczniejszą drogą.

HUMOR MOLIEROWSKI

Tu zawiązuje się akcja i cały splot przezabawnych sytuacji oraz dialogów. Pojawia się żona Argana, romansująca za jego plecami i czyhająca na majątek bohatera, rezolutna Antosia (Anna Tomaszewska) usługująca Panu (według mnie najciekawsza postać spektaklu), córki i cała galeria barwnych postaci zjawiających się w domu chorego.

Fabuła jest mi doskonale znana – dlatego moją uwagę skupiły raczej zabiegi, które stosował reżyser, aby nadać klasyce nowe oblicze. Danie wyszło mu zjadliwe. Oprócz, jak już wyżej wspominałam, fantastycznej gry aktorskiej,
w bardzo przystępnej wersji został przeniesiony na scenę humor molierowski, a całość dopełniły kostiumy i stylizacja.

CHORY NA SAMOTNOŚĆ

O ile scenografia w postaci przezroczystych ścian sprawiających wrażenie labiryntu, nadała scenie głębi i stworzyła iluzję mnogości komnat, o tyle kostiumy są dla mnie sprawą dość kontrowersyjną. Z jednej strony świetnie wpisujące się w epokę. Z drugiej – chyba zbyt przerysowane, za bardzo atakujące formą widza. Przypuszczam, że reżyserowi zależało na podkreśleniu - wręcz przejaskrawieniu charakterystycznych cech epoki
i tym samym skarykaturyzowaniu postaci wielkich medyków i samego Argana.

Nie jestem fanem komedii, ale z tego spektaklu wyszłam z pewną refleksją, co pozwala mi stwierdzić, że nie był to czas do końca stracony. Lewatywa nie oczyści duszy ludzkiej z lęków i obaw, nieskuteczne są też farmaceutyczne mikstury. Niektórzy dopatrują się w przedstawieniu głównie satyry na medyków i ślepą wiarę w szarlatanów i medykamenty. Dla mnie jednak istotniejsza jest kwestia samotności oraz ciągła ucieczka od niej. Argan w rezultacie naiwnie uwierzył w swoją chorobę, straszył rodzinę rychłą śmiercią – jak na tacy mamy tu podane owo zagadnienie
i nie sądzę, że jest ono przesadnie przerysowane. W końcu: „Samotność to taka straszna trwoga...".



___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

  1. Aktora bardzo lubię i cenię. Z tego co piszesz sama z chęcią wybrałabym się obejrzeć na własne oczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Grabowskiego, będę musiała popatrzeć czy u nas też będzie ta sztuka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię teatr, ale tylko z dobrymi aktorami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "KOGUT W ROSOLE" MAREK GIERSZAŁ

materiały prasowe Teatru STU Zadymiony bar, kilka krzeseł, w rogu zawieszona tarcza do gry, grupa zaprzyjaźnionych mężczyzn w średnim wieku. Tak, niby zwyczajnie, rysuje się scena komedii Marka Gierszała „Kogut w rosole", wystawiana na deskach  STU . Jednak fabuła, tocząca się na wolnych obrotach (w pierwszej części momentami aż nazbyt wolnych) nabierając znacznego tempa w okolicach finału, rozpali scenę i głównie damską część publiczności do czerwoności. Budowanie napięcia i oczekiwanie ponad stu minut na wielki finał zapowiadany od początku sztuki, nasuwa nieśmiałe pytanie: czy siedzimy w tym miejscu żeby zażywać kultury wyższej, czy czekamy na aktorski striptiz?  STRIPTIZ DUCHOWY  Marek Gierszał biorąc na warsztat tekst Samuela Jokica pokazał nam dwa wymiary owego striptizu, zarówno cielesnego jak i duchowego, i choć przeplata się tu słodkie z gorzkim, smutek z zabawą, to raczej żadna nuta jakoś drastycznie nie zakłóca tonu komediowego.  W równej mierze wydaje mi

MOMENT, W KTÓRYM ŚWIAT I SERCE ROZSYPUJE SIĘ NA MILION KAWAŁKÓW

Moment, w którym świat i serce rozsypuje się na milion kawałków znajomy jest pewnie każdemu. Dziś rozsypał się świat pewnym rodzicom, których synek walczył do samego końca, był dzielny, silny, niezwykle pogodny, zadziwiająco radosny jak na ogrom cierpienia, biegł cały czas w stronę życia…nie miałam zaszczytu poznać osobiście tego Wojownika, niestety…Odwiedzałam go codziennie w wirtualnej rzeczywistości, z całych sił trzymałam kciuki, cieszyłam się jak szło w dobrą stronę, jak wyniki były coraz lepsze, jak ogromna to była radość, kiedy maluch mógł wyjść ze szpitalnego łóżeczka do domu. Ostatnie tygodnie jednak były pełne strachu, drżącymi palcami klikałam w każdą kolejną wiadomość na temat zdrowia… Walka dziś dobiegła końca. Walka niesprawiedliwa, nierówna od samego początku, z okrutnym finałem.   Piszę dziś o tym wyjątkowym chłopcu, bo nie potrafię o niczym innym dziś ani myśleć ani pisać. Skradł moje serce od razu, stał mi się bardzo bliski i nie tylko mi…będąc częścią