materiały prasowe Teatru im. Juliusza Słowackiego |
Trochę też z okazji Święta Zakochanych zapraszam Was do molierowskiego świata, na "Chorego z urojenia". Zapytacie: Dlaczego? Co to ma wspólnego ze świętem pluszu i czekoladek?
Ano ma bardzo wiele. Główny bohater cierpi przede wszystkim na brak zainteresowania swojej żony (która za plecami go swoją drogą zdradza),
a w rezultacie na samotność, która jest bardzo częstą przypadłością związku dwójki ludzi, którzy tracą płaszczyznę porozumienia, stają się na siebie głusi i ślepi. Ku przestrodze, ku refleksji, ku dobrej zabawie - zapraszam 😊
WSZYSCY JESTEŚMY "CHORZY"
Wszyscy jesteśmy „chorzy". Każdy z nas, siedzących na
widowni, w różnym stopniu jest obciążony chorobą samotności, niezrozumienia,
braku akceptacji przez innych lub siebie samego. Często bywa, że
„schorzenia" owe są zamknięte w odległych szufladach naszej psychiki, ale
nie zmienia to faktu, że egzystują w ukryciu do momentu, kiedy ktoś nie włoży kija
w mrowisko i nie rozgrzebie śpiącego wulkanu. Molier potrafił doskonale pod płaszczem humoru i zabawy wyciągać na światło dzienne ludzkie bolączki i przywary. Wydawało by się, że „Chory z urojenia" –
z fenomenalnym Andrzejem Grabowskim w roli głównej – to sztuka
o wyważonych proporcjach śmiechu, łez i refleksji – jednak dość szybko zaczyna mdlić podczas „konsumpcji".
w mrowisko i nie rozgrzebie śpiącego wulkanu. Molier potrafił doskonale pod płaszczem humoru i zabawy wyciągać na światło dzienne ludzkie bolączki i przywary. Wydawało by się, że „Chory z urojenia" –
z fenomenalnym Andrzejem Grabowskim w roli głównej – to sztuka
o wyważonych proporcjach śmiechu, łez i refleksji – jednak dość szybko zaczyna mdlić podczas „konsumpcji".
ANDRZEJ GRABOWSKI - KRÓL KOMEDIOWY
Molier był mistrzem w obnażaniu ludzkich cech charakteru.
Wykorzystywał przy tym dużą dozę czarnego humoru. Zabieg ten doskonale też udał
się reżyserowi– Giovanniemu Pampiglione, który oprócz adaptacji tekstu, dokonał
dobrego wyboru, co do samej obsady. Grabowski, znany przeze mnie głównie z ról
komediowych, stworzył postać Argana niezwykle przekonującą, choć nie mogłam
odpędzić od siebie wrażenia, że stoi przede mną Ferdynand Kiepski. Albo tak
zrosła się w mojej głowie ta fikcyjna postać z aktorem albo aktor popadł już w
taką konwencję... Sama nie wiem.
Już od pierwszych kwestii wygłaszanych z fotela z
baldachimem bawi publikę do łez. Wystarczy spojrzeć na sama pozę aktora i
konstrukcję siedziska, żeby stwierdzić, że Argan to król na tronie,
terroryzujący pozostałych domowników, którzy muszą dostosować swój rytm dnia do
jego drzemek, lewatyw i pór podawania lekarstw. Typowy hipochondryk? Na pierwszy
rzut oka – owszem. Czy przejaskrawiono jego postać do granic możliwości? Nie
sądzę. Po początkowych scenach jestem pewna, że mamy do czynienia z człowiekiem
wołającym o zainteresowanie swoją osobą,
a schemat „chorego z urojenia" wydał mu się najprostszą
i najskuteczniejszą drogą.
a schemat „chorego z urojenia" wydał mu się najprostszą
i najskuteczniejszą drogą.
HUMOR MOLIEROWSKI
Tu zawiązuje się akcja i cały splot przezabawnych sytuacji
oraz dialogów. Pojawia się żona Argana, romansująca za jego plecami i czyhająca
na majątek bohatera, rezolutna Antosia (Anna Tomaszewska) usługująca Panu
(według mnie najciekawsza postać spektaklu), córki i cała galeria barwnych
postaci zjawiających się w domu chorego.
Fabuła jest mi doskonale znana – dlatego moją uwagę skupiły
raczej zabiegi, które stosował reżyser, aby nadać klasyce nowe oblicze. Danie
wyszło mu zjadliwe. Oprócz, jak już wyżej wspominałam, fantastycznej gry
aktorskiej,
w bardzo przystępnej wersji został przeniesiony na scenę humor molierowski, a całość dopełniły kostiumy i stylizacja.
w bardzo przystępnej wersji został przeniesiony na scenę humor molierowski, a całość dopełniły kostiumy i stylizacja.
CHORY NA SAMOTNOŚĆ
O ile scenografia w postaci przezroczystych ścian
sprawiających wrażenie labiryntu, nadała scenie głębi i stworzyła iluzję
mnogości komnat, o tyle kostiumy są dla mnie sprawą dość kontrowersyjną. Z
jednej strony świetnie wpisujące się w epokę. Z drugiej – chyba zbyt
przerysowane, za bardzo atakujące formą widza. Przypuszczam, że reżyserowi
zależało na podkreśleniu - wręcz przejaskrawieniu charakterystycznych cech
epoki
i tym samym skarykaturyzowaniu postaci wielkich medyków i samego Argana.
i tym samym skarykaturyzowaniu postaci wielkich medyków i samego Argana.
Nie jestem fanem komedii, ale z tego spektaklu wyszłam z
pewną refleksją, co pozwala mi stwierdzić, że nie był to czas do końca
stracony. Lewatywa nie oczyści duszy ludzkiej z lęków i obaw, nieskuteczne są
też farmaceutyczne mikstury. Niektórzy dopatrują się w przedstawieniu głównie
satyry na medyków i ślepą wiarę w szarlatanów i medykamenty. Dla mnie jednak
istotniejsza jest kwestia samotności oraz ciągła ucieczka od niej. Argan w
rezultacie naiwnie uwierzył w swoją chorobę, straszył rodzinę rychłą śmiercią –
jak na tacy mamy tu podane owo zagadnienie
i nie sądzę, że jest ono przesadnie przerysowane. W końcu: „Samotność to taka straszna trwoga...".
i nie sądzę, że jest ono przesadnie przerysowane. W końcu: „Samotność to taka straszna trwoga...".
___________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Aktora bardzo lubię i cenię. Z tego co piszesz sama z chęcią wybrałabym się obejrzeć na własne oczy.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Grabowskiego, będę musiała popatrzeć czy u nas też będzie ta sztuka.
OdpowiedzUsuńLubię teatr, ale tylko z dobrymi aktorami.
OdpowiedzUsuń