Przejdź do głównej zawartości

TEATR W CZASACH ZARAZY, CZYLI DO ZOBACZENIA ONLINE! - "MACBETH" GRZEGORZ JARZYNA

recenzja, teatr bez wychodzenia z domu, teatr online, Macbeth, Grzegorz Jarzyna, pandemia, plener, filmowa narracja, dramat z krwi i kości, horror, psychodela

TEATR BEZ WYCHODZENIA Z DOMU

Przed Państwem debiut recenzencki w kwestii krytyki sztuk oglądanych kompletnie nie "na żywo", kompletnie też odbiega to od idei teatru, będącego instytucją bezpośredniej interakcji na linii widz-aktor, gdzie ogromną rolę gra klimat, emocje tu i teraz, odbiór zmysłowy...niestety
w związku z pandemią żywy teatr został "zamrożony" i jest dostępny jedynie przez szklana szybę, ale to wciąż może być fantastyczny seans. Teatr zawsze był odpowiedzią na aktualną sytuację w kraju, podejmował sprawy bieżące, wnikał w ludzka naturę, opowiadał historie "z życia wzięte" zatem i tym razem dostosował swoja formę do aktualnych możliwości. Zamknięty za szkłem, trochę uwięziony w formie filmu oddaje naszą codzienność, my również musieliśmy wejść w inną formę, przeobrazić się. Zostaliśmy zamknięci za drzwiami swoich domów i przez szklaną szybę oglądamy świat, a przynajmniej jeszcze chwilę temu byliśmy w pewnego rodzaju "więzieniu". Wiadomo, że owo więzienie było najlepszą rzeczą jaką mogliśmy zrobić dla zdrowia i sytuacji, a teatr mimo, że wszedł w nieswoją, pewnie uwierającą formę, myślę, że świetnie dostosował się do potrzeb odbiorców.

TEATR ONLINE 

Po pierwsze - zupełnie za darmo, bez wychodzenia z domu można doświadczyć sztuki teatralnej i to nie tylko tej z afisza, ale z odległych skarbów archiwum.

Po drugie - pojawiają się ciągle kolejne zarejestrowane spektakle dostępne dla wszystkich, zgromadzone w internetowej "bibliotece", do wyboru, do koloru. Możliwości wszak są rozległe. 

WIRTUALNY KRYTYK

Moja praca recenzencka również przybrała inną formę, ale nie narzekam
z tego powodu, bo odkryłam naprawdę niesamowite inscenizacje, do których nie wiem czy bym dotarła, gdyby nie zmiana formy pracy. Bo nawet jeśli chcesz coś zobaczyć i wpadnie Ci do głowy, że może jest to w internecie, to na ogół brakuje czasu, a poza tym oczywiste, że wolę iść do teatru niż oglądać zapis na laptopie. Ale...pierwszy spektakl, nad którym pracowałam pokazał mi, że jeśli coś jest dobre, to obroni się samo i zapadnie w pamięć bez względu czy mam komfort oglądania w teatrze, czy na ekranie. Zaczęłam od "Macbetha" Grzegorza Jarzyny i serdecznie polecam, jeśli ktoś chciałby zanurzyć się w mięsisty, mroczny i pasjonujący teatr.

MACBETH...

Macbeth w reżyserii Grzegorza Jarzyny to chyba najbardziej widowiskowy
i zrealizowany z wielkim rozmachem i na tak dużą skalę spektakl, jaki miałam okazje do tej pory zobaczyć. Niestety nie na żywo, a przypuszczam, że odbiór żywego spektaklu jest zupełnie inną bajką. Dlatego nie jestem
w stanie dokonać pełnej oceny, a jedynie z perspektywy widza - powiedzmy - kinowego. Niemniej jednak to, co dostajemy na ekranie jest tak silnym przekazem emocjonalnym, tak wyrazistym, że spokojnie mogę stwierdzić, że byłam świadkiem prawdziwego teatru z krwi i kości... z krwi dosłownie.

Wiele scen zapada w pamięć, wgryza się w mózg, prowokuje do współprzeżywania i to już jest pierwszy argument przemawiający za tym, że jest to dramat wybitny. Choć zupełnie odmienny od tradycyjnej wersji, bo reżyser wykazał się tu ogromną otwartością jeśli chodzi o interpretację, ale nie zmienia to faktu, że zrobił to dobrze. Po premierowym występie zespołu TR Warszawa w Edynburgu Andrew Dickinson z „The Guardian", porównując 13 interpretacji sztuki Szekspira, stwierdził, że Macbeth Grzegorza Jarzyny „jest największym i najśmielszym Makbetem z nich wszystkich". Poza tym, że widać tu duży rozmach i niewątpliwie duży budżet reżysera na realizację niezwykle widowiskowej i przede wszystkim wieloplanowej sztuki, dostajemy fantastyczną grę aktorską. Świetny warsztat jeśli o gest i mimikę twarzy chodzi, często słowa były zupełnie zbędne, a oczy Cezarego Kosińskiego (Macbeth) na licznych zbliżeniach kamery były niejako same w sobie oddzielnym bytem, dodatkowym aktorem.

 NIETYPOWY PLENER

Jarzyna umiejscowił swoją sztukę w opuszczonej hali dawnych zakładów Waryński na warszawskiej Woli, zburzonej w 2006 r. Miało to miejsce tuż po zakończeniu rejestracji spektaklu, który swoją premierę miał w 2005 r. Szekspirowski przeniósł tekst w realia walk na Wschodzie, rozpoczynając od ataku amerykańskich żołnierzy w Iraku i pokazując przejmującą scenę, kiedy żołnierz Macbeth, wbrew rozkazom, atakuje ludzi podczas modlitwy, inicjując serię haniebnych czynów, zbrodni ciągnącej za sobą kolejne, nieczystych posunięć, okrucieństwa, podstępu i brutalności. Zamienia również poetykę szekspirowską na język żołnierski, dostosowuje niejako frazę do sytuacji. Jednak mimo że wiele Szekspira przepada, pozostaje kilka mocnych wersów z pierwotnego tekstu, dobitnie wybrzmiewających w monologach samego Macbetha.

 FILMOWA NARRACJA

Pierwsza scena już nadaje ton i tempo całej sztuce. Od razu widać ogromne wpływy filmowej narracji – tempo, które nie spada przez całą sztukę, dynamikę akcji, która nie siada ani a moment, przeskoki z jednej sceny do drugiej, czy z jednego planu akcji do kolejnego, to szybko przeskakujące obrazki. A jeśli już przy planach akcji jesteśmy to warto zwrócić uwagę na ich symultaniczność, które zapewne są widoczne w „żywym" przedstawieniu, oraz umiejętne i logicznie przemyślane przeskakiwanie między nimi.

DRAMAT Z KRWI I KOŚCI

Umieszczenie sztuki w przestrzeni nieteatralnej, co swego czasu było modnym trendem w sztuce teatralnej, dokłada sporo trudności
w konstrukcji fabuły, w ruchu scenicznym, to wielkie wyzwanie
w przedsięwzięciu na tak wielka skalę. Oglądając całość odnosi się wrażenie, że nie ma tu nic zbędnego, nic przegadanego, nic, co by nudziło czy dłużyło się. Wszelkie zatrzymania i przesadnie długie gesty akcentują zwyczajnie fakt, że mimo iż tak niecodzienne okoliczności przyrody to cały czas jest to teatr i to mięsista tragedia, taka z prawdziwego zdarzenia. Chyba właśnie taka myśl kołatała mi się cały czas po głowie, że oto doświadczam prawdziwej, żywej tragedii, takiej do głębi przejmującej, takiej dosadnej, że trudno wetknąć tu jeszcze jedno ostrze więcej i dolać parę kropel krwi do tej pożogi. To taki rodzaj dramatu, do którego tęsknię, w którym się zakochałam biorąc teatr za swojego towarzysza – mroczny, surowy,
z pogranicza obłędu i szaleństwa, z wyrazistymi postaciami, do przesady tragicznymi, zakrawającymi o groteskę. To teatr z pogranicza psychozy, psychodelii, horroru, w którym nastrój grozy, napięcia, duszna atmosfera są potęgowane niepokojącą oprawą muzyczną. Wchodzimy w świat będący ciągłym napięciem, oczekiwaniem na nadciągające zło, które nieuchronnie przybywa.

 IM DALEJ W LAS...TYM WIĘCEJ TRUPÓW

Nic dziwnego, bo w zasadzie tekst Szekspira bardzo rozlegle traktuje
o naturze zła, o tym czym ono jest, pokazuje, czym grozi wejście na jego ścieżkę i ostrzega, że to droga bez powrotu. Na ścieżkę demonów wszedł Macbeth, zdając sobie zupełnie sprawę, że już nie może zawrócić i musi walczyć do końca, jak mu rola żołnierza nakazuje. Usuwa z drogi niewygodne przeszkody i idzie dosłownie – po trupach do celu, jednak... dochodzi nam tu od pierwszej sceny jeszcze jeden bohater – Przeznaczenie, przed którym nie ma ucieczki. Macbeth mimo że pozornie
z nim walczy, doskonale wie, że musi się wypełnić, wręcz jest na to gotowy mimo przerażenia jakie maluje się na jego twarzy, mimo jego stanów obłąkania, w które zapędzają go... wyrzuty sumienia? Prawdopodobnie na początku kiedy ścigają go głosy rodem z horroru, potęgowane widmem zamordowanego przyjaciela Banka, który pojawia się podczas uczty
z żołnierzami, stany szaleństwa i obłędu Macbetha wykazują, że okruchy wyrzutów sumienia nie pozwalają mu się do końca w tym zatracić, ale im dalej w las... tym więcej trupów, tym łatwiejsza droga, tym więcej krwi na rękach.

 LADY MACBETH

Miejsce, w którym realizowana jest sztuka bardzo dobrze oddaje jej klimat – ruina, klaustrofobia przejawiająca się choćby w scenach, gdzie Macbeth przemieszcza się korytarzami na miarę labiryntu, surowość wnętrz, przeszywające zimno. Owa ruina świetnie koresponduje z duszą głównych bohaterów, bo nie zapominajmy o wspaniałej kreacji Lady Macbeth (Aleksandra Konieczna), która mimo iż na początku jest tą silniejszą, pewniejszą, żądną krwi i władzy, w pewnym momencie popada w obłęd. Ciekawym momentem jest scena kiedy widząc wszędzie krew, w akcie szaleństwa zmywa krew ze ścian szlaufem. Popada w stan, z którego wyjść nie sposób i tutaj niuans Jarzyny – ginie z powodu awarii pralki
w towarzystwie Śmierci spokojnie czekającej i popijającej wino, aby potem ciągnąc Lady za nogi po podłodze, usunąć ze sceny.

Nie będę rozwodzić się nad fabułą, bo ta jest choćby ogólnikowo znana i idąc szkolną regułą, generalnie chodzi o przepowiednię, walkę o władzę, naturę zła. Wielu zaznacza ogromny wpływ Lady Macbeth na męża, która wkłada mu ostrze do ręki i popycha do zbrodni. Tutaj Jarzyna również sugestywnie zaznaczył jej niebagatelną rolę w całej tej sieci morderstw, prezentując scenę w dusznych oparach wyrzutów sumienia, zawahania, kiedy tłumaczy mężowi i pcha go, aby poszedł zarżnąć Dunkana, który spędzał u nich noc po uczcie. To Macbeth, a nie ona, cofa się tłumacząc sobie, że tak się nie godzi, bo to gość.

 MACBETH ŻOŁNIERZ

Jarzyna umiejscawia swoich bohaterów w realiach wojny, a Macbetha osadza w roli żołnierza i jest to według mnie jedno z najlepszych posunięć, jeśli chodzi o wybranie planu akcji we współczesnych czasach. Wojna wypacza, znieczula na krew i śmierć, niszczy to, co ludzkie, miłość, obnaża brutalność, rządzę władzy, przetrwanie i zysk za wszelką cenę. Macbeth
z kolei jest żołnierzem – zabijanie jest jego drogą do celu, wojna daje mu okazję sięgnięcia po władzę, bo czym ona innym jest jak walką o przewagę,
o władzę. Nie można o tym zapominać interpretując jego postać, biorąc pod uwagę przedsięwzięcie Grzegorza Jarzyny, żeby dojść do sedna zamysłu reżysera. Bo mimo że tak dalekie od oryginału w oprawie, to ma swój niemal matematycznie zbudowany sens.

 PSYCHODELA, HORROR, DRAMAT

Kiedy próbowałam określić „Macbetha" gatunkowo, poza tym, że niezaprzeczalnie jest dramatem, a konkretnie tragedią, nieustannie miałam na myśli psychodelę. Jednak jest tam o wiele więcej horroru, charakterystycznego dla sztuki filmowej, obecnego i poprzez muzykę, kreację wielu scen i poprzez sam nastrój budowany wyżej wymienionym środkiem jakim jest muzyka, czy scenografia, klimat, następstwa akcji. Czytałam, że w tym widowisku plenerowym, giną gdzieś sami aktorzy, niknie ich wyrazista linia, tutaj tego wrażenia nie ma, bo kamera poprzez zbliżenia centruje uwagę na konkretne postaci, części ciała czy elementy.

 DOKONAŁO SIĘ

Poczucie zagrożenia, nieuchronność, niepokój i jednocześnie akceptacja, że wszystko co ma być, to się wypełni, bo tak zapisał Szekspir, czy tego chcemy czy nie. Macbeth nagle nie zwróci się przeciwko żonie i nie powie jej: „Nie zabiję Dunkuna, nie będę więcej zabijał". Macbeth też nie ocaleje i polegnie
z ręki człowieka – jak mówiła przepowiednia – niezrodzonego z kobiety.
Z resztą zabójstwo Macbetha nosi znamiona mordu rytualnego, zarzynany
z zimną krwią, jego obcięta głowa, z zatkniętym na czubku hełmem, stała się elementem triumfu.

To godne zakończenie tej sztuki.

Można spuścić napięcie i emocje.

Dokonało się.


_________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

"TEORIA OPANOWYWANIA TRWOGI" - TOMASZ ORGANEK

DEBIUT ARTYSTY „Teoria opanowywania trwogi” to książka, na którą czekałam z ogromną niecierpliwością i równie ogromną ciekawością. Tomasza Organka jako muzyka i autora tekstów piosenek uwielbiam i cenię, poznawanie go w nowej roli jest ciekawym doświadczeniem. Czytałam wiele opinii na temat jego książki, część z nich oceniała go nie najlepiej i sporo zarzucała zarówno stylowi jak i językowi, część z kolei podkreślała fabułę i mnogość figur stylistycznych, czy odwołań kulturowych, które to nadawały klimat i przykrywały niedociągnięcia debiutanta. Bo należy podkreślić, że to debiut artysty, a więc nie można z góry wymagać perfekcyjnego arcydzieła. Tutaj arcydzieło kryło się właśnie w niedoskonałościach. DIABEŁ TKWI W NIEDOSKONAŁOŚCI Dlaczego?  Ano dlatego, że widać w przeciwieństwie do aury utworu świeżość, soczystość, kompatybilność z fabułą i nastrojem. Szczerość i autentyczność. Utwór Organka „Nie lubię” jest dla mnie tekstem „bliskim krwiobiegu”, mocnym, dosadn

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "KOGUT W ROSOLE" MAREK GIERSZAŁ

materiały prasowe Teatru STU Zadymiony bar, kilka krzeseł, w rogu zawieszona tarcza do gry, grupa zaprzyjaźnionych mężczyzn w średnim wieku. Tak, niby zwyczajnie, rysuje się scena komedii Marka Gierszała „Kogut w rosole", wystawiana na deskach  STU . Jednak fabuła, tocząca się na wolnych obrotach (w pierwszej części momentami aż nazbyt wolnych) nabierając znacznego tempa w okolicach finału, rozpali scenę i głównie damską część publiczności do czerwoności. Budowanie napięcia i oczekiwanie ponad stu minut na wielki finał zapowiadany od początku sztuki, nasuwa nieśmiałe pytanie: czy siedzimy w tym miejscu żeby zażywać kultury wyższej, czy czekamy na aktorski striptiz?  STRIPTIZ DUCHOWY  Marek Gierszał biorąc na warsztat tekst Samuela Jokica pokazał nam dwa wymiary owego striptizu, zarówno cielesnego jak i duchowego, i choć przeplata się tu słodkie z gorzkim, smutek z zabawą, to raczej żadna nuta jakoś drastycznie nie zakłóca tonu komediowego.  W równej mierze wydaje mi