Przejdź do głównej zawartości

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "KOLACJA NA CZTERY RĘCE" KRZYSZTOF JASIŃSKI

 

kolacja na cztery ręce recenzja Krzysztof Jasiński
Materiały z archiwum Sceny STU

PODSUMOWANIA 2021

Przed nami chyba już ostatnie podsumowanie 2021 w tym roku. Tym razem podsumowanie teatralne na blogu. Teatralne w radiu już było ;) Jak dla mnie spektaklem fenomenalnym, który miałam okazję oglądać, do tego stacjonarnie, więc pełnia szczęścia, była sztuka "Kolacja na cztery ręce"
w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego na deskach Teatru STU. Trafiłam akurat na dzień, w którym spektakl ten była zgrany po raz ostatni i zszedł z afisza.
Z jednej strony szkoda i to bardzo, bo chętnie obejrzałabym jeszcze raz,
a z drugiej ucieszyłam się, że udało mi się zdążyć na ostatnią chwilę, żeby jeszcze skosztować tej wytwornej kolacji.


SZTUKA...KULINARNA

Pierwszy raz doświadczałam w teatrze sztuki…kulinarnej i to jakże wybornej! Ale cóż się dziwić, skoro na afiszu wyraźnie napisane „KOLACJA na cztery ręce”, a na scenie suto zastawione dwa fortepiany. W tym tytule nie ma żadnej pułapki ani dziesiątego dna. Przychodzisz Widzu na wytworną ucztę dla zmysłów. Od razu uprzedzę – z teatru wyjdziesz zwyczajnie głodny, ale…przepełniony strawą duchową. Reżyser Krzysztof Jasiński wpadł na genialny pomysł, żeby podrażnić się z widzem
i jeszcze mocniej zaangażować w spektakl, serwując prawdziwe jedzenie, które aktorzy naprawdę spożywali z apetytem, ale nie ma się co dziwić, kiedy po aromatycznej zupie grzybowej
i szparagach, wjechały świeżutkie ostrygi.


SPOTKANIE, KTÓREGO NIE BYŁO

Głównymi bohaterami tej specyficznej kolacji byli dwaj wielcy kompozytorzy XVIII wieku - Jerzy Fryderyk Händel (Emilian Kamiński) i Jan Sebastian Bach (Olaf Lubaszenko), którzy za życia nigdy się nie spotkali, ale znali za to doskonale swoją twórczość. Autor sztuki Paul Barz postanowił przewrotnie doprowadzić jednak do ich spotkania, żeby sprawdzić co z tego mogłoby wyniknąć.

[Händel] „Ci, których wieczność skazuje na wrogość, przynajmniej za życia powinni być przyjaciółmi. Zdrowie Janie Sebastianie!”

Pikanterii dodaje fakt, że kompozytorzy to dwie antagonistyczne postaci i jeśli chodzi o styl życia i osobowość, a także podejście do sztuki. Totalnie odrębni i przekonani o swojej racji i wartości,
a jednak czujący wobec siebie klującą zazdrość, która wyłania się już z pierwszych scen. Haendel to lew salonowy, dusza towarzystwa, opływający w luksusy ulubieniec królów. Bach – skromny, ubogi kantor, ale poważany i szanowany. Każdy z nich kroczy odmienną artystyczną drogą, każdy z nich żyje innym życiem. Patrząc na to realistycznie, płaszczyzna porozumienia jest znikoma, a jednak…cały spektakl jest próbą porozumienia i zrozumienia siebie nawzajem i za sprawą fantastycznych aktorów, ich genialnego warsztatu i niezwykle charyzmatycznych osobowości dostajemy na tacy dwie godziny wypełnione po brzegi różnorodnymi rarytasami sztuki.


FRYDERYK VS SEBASTIAN

O antagonizmie postaci mówi już sama scenografia – dwa fortepiany - biały i czarny. Świat Haendla pełen bieli, jasności i blasku, w który to wkracza posępny Bach w dwukrotnie nicowanym czarnym płaszczu. Haendel sława i bogactwo - Bach za życia niedoceniony, tworzący niejako
w cieniu. Obu kompozytorów jednak łączy muzyka i niewątpliwy geniusz. Dyskutując o muzyce, tworzeniu, życiu artysty, sławie co rusz spod płaszczy wychylają się zwykłe, ludzkie słabości, ale równocześnie nie można muzykom odmówić dystansu do siebie samego. Nawet skryty i wycofany Bach, w końcu zrzuca swój surdut i rozsiada się wygodnie, popijając coraz śmielej wino z butelek.  Haendel mimo, że z pozoru ma przecież świat u stóp, miota się w poszukiwaniu swojej artystycznej drogi, zazdrości Bachowi spokoju, ma na głowie swój teatr, który przynosi mu ogrom zmartwień. Bach z kolei zazdrości sławy, dostatku, lekkości bytu…To, co smakuje tu wybornie to dowcip, błyskotliwość dialogów, anegdoty z życia twórców i bardzo równy pojedynek słowny, gdzie kompozytorzy i podziwiają się i wbijają sobie szpila za szpilą.


SCHMIDT - TRZECI MUSZKIETER

Nie można zapomnieć o trzecim wybitnym aktorze tego przedstawienia – Macieju Miecznikowskim, który wcielił się w postać trochę tajemniczego i niezwykle dowcipnego kamerdynera Schmidta. Jego partie śpiewane tuż przed przerwą porwały nawet widownię do wspólnego koncertowania, a cięty dowcip podkreślał wyrazistość smaku każdej sceny, która była jego udziałem.


OBRZYDLIWIE APETYCZNA SZTUKA

Sztuka ta jest obrzydliwie apetyczna bym nawet rzekła i jest jedyna w swoim rodzaju. Barz pokazuje w świetle reflektorów rzecz znakomitą – związek różnorodnych sztuk - co w teatrze nie jest obce, ale wysunięcie na piedestał sztuki kulinarnej, którą raczej chyba z automatu ciężko połączyć z muzyką to już prawdziwa sztuka. A fakt, że wyszło to obłędnie smaczne świadczy
o kunszcie Barza, reżysera, a przede wszystkim aktorów, bo „dobrze” jeść, tak żeby widzowi ślina ciekła po brodzie i kreacji…też trzeba potrafić.

Chwilę po tym jak widziałam tę fenomenalną sztukę, swoją drogą wystawianą po raz ostatni
(o szczęście niepojęte, że zdążyłam), w Teatrze STU, w czeluściach internetu, choć w gruncie wcale się nie naszukałam, bo wyskoczyło w pierwszym rekordzie, znalazłam inscenizację w reżyserii Kazimierza Kutza. W roli Bacha – Janusz Gajos, w roli Haendla, Roman Wilhelmi, a w roli Schimdta, Jerzy Trela. Obejrzałam zaintrygowana inną wersję, bo lubię mieć szerszą perspektywę
i zawsze ciekawi mnie jak ktoś inny daną kwestię zaaranżuje, zagra, określi…i grzechem byłoby nawet użyć tutaj sformułowania „porównanie”, bowiem obie te sztuki są genialne – pod względem aktorskim, scenograficznym, klimatycznym i …kulinarnym. To z jakim apetytem pan Gajos pochłania ostrygi, przywodzi od razu na myśl scenę, w której pan Kamiński instruuje pana Lubaszenkę jak zasysać ostrygę i…koniecznie z cytryną, bo bez cytryny to nie jest dobre!


PODANO DO FORTEPIANU!

„Kolacja na cztery ręce” uwiodła mnie kompletnie i wedle maksymy, że ostatni będą pierwszymi – widziana jako ostatni spektakl w 2021, bezsprzecznie zyskuje dla mnie miano sztuki roku! Sztuki wybitnej, ponadczasowej, z takim ładunkiem błyskotliwości i humoru w tekście, że człowiekowi dech zapiera i…coraz głośniej burczy w brzuchu.


________

Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

[WYWIAD] MALUCH W TEATRZE?

            Każdy, kto mnie czyta i zna trochę dłużej niż parę dni, doskonale wie, że kocham teatr, uwielbiam dramat, faworyzuję tragedię, choć ostatnio zauważyłam u siebie niebezpieczną tendencję do zachwycania się komedią J Najmniej znaną mi kategorią teatralną jest teatr dla dzieci, a to dlatego, że moje dziecko dopiero dobija do tego momentu, kiedy zacznie ze mną chadzać „do roboty”. Jednak ignorantem kompletnym nie jestem i parę sztuk dziecięcych w swoim życiu widziałam – lalkowo-kukiełkowego „Mistrza i Małgorzatę”, czy francuskie kukiełki w sztuce „Poliszynel”, jakieś mętne pojęcie o tym świecie mam J Aczkolwiek, za kukiełkami nie przepadam, przebierańców nie lubię…czeka mnie kilka lat eksplorowania i przekonywania się chyba do sztuki dziecięcej J          Ale do rzeczy - bo ja nie o tym, a bardziej o tym, jak to jest z tymi maluchami w teatrze.  Kiedy je zabrać? Czy w ogóle warto zabierać? Czy ma to sens? Czy to jest fajne? Na jakie sztuki? Gdzie? Falą pytań na

Czy bez umytych okien święta się nie odbędą? Czyli czego życzę Wam na ten świąteczny czas.

CZY COŚ SIĘ STANIE, CZY ŚWIAT SIĘ ZAWALI? Ostatnio było o prezentach, to może pociągnijmy magię Świąt teraz bardziej w stronę duchową niż materialną. Stając w obliczu tych Świąt i zdarzeń przedświątecznych chciałabym się podzielić refleksją. Nie lubię ckliwości, ale nie obiecuję, że się przed tym uchronię, więc uczciwie ostrzegam, żeby potem nie było. Cały rok gdzieś wszyscy gonią, spieszą się, pędzą, przed Bożym Narodzeniem pęd   zamienia się w obłęd i czyste szaleństwo. Masa pytań kotłuje się w głowie, czy zdążę posprzątać, zrobić zakupy, kupić prezenty, przygotować potrawy, udekorować dom, a co jeśli nie? Czy coś się stanie jeśli do kolacji wigilijnej zasiądziemy godzinę później, bo karp potrzebował dojrzeć na patelni? Albo czy świat się zawali jeśli nie wszystkie potrawy wyjdą spod ręki pani domu, a zostaną przyniesione z cukierni, czy sklepowej zamrażarki? To też nie tak, że nie rozumiem tradycji, owszem rozumiem, doceniam i sama chciałabym stworzyć dom pachnący pierniki