Materiały prasowe Teatru Ludowego |
Jakiś czas temu miałam przyjemność zawitać do Sceny pod Ratuszem Teatru Ludowego, żeby zobaczyć spektakl Wstyd w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Zdecydowanie wolę teatr niż film, dlatego, mimo, że miałam na liście filmów do obejrzenia produkcję Teściowie, to nie zdążyłam jej obejrzeć zanim trafiłam na widownię Teatru Ludowego. Biorąc pod uwagę mój aktualny "baby brain" nie skojarzyłam, że podobieństwa między tymi dwoma produkcjami nie są przypadkowe:) Zupełnie nie skojarzyłam fabuły z filmem, który już od dłuższego czasu śmigał po Netflixie, dopiero kiedy jakiś czas po spektaklu udało mi się obejrzeć produkcję kinową, po pierwszej scenie doznałam olśnienia...wow! przecież ja już to gdzieś widziałam! Mózg mielił, mielił i mielił zanim otworzyła się odpowiednia szuflada z tytułem spektaklu i wypluł w końcu właściwe hasło: Wstyd.
Dlatego też, z racji tego, że film Teściowie zapewne znany jest większości, to gdyby kogoś interesowało ujęcie teatralne tej fabuły, w innej obsadzie aktorskiej
i za pomocą trochę innych środków wyrazu, a przede wszystkim "na żywo",
to poniżej zostawiam parę przemyśleń na temat sztuki zatytułowanej Wstyd Marka Modzelewskiego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej.
UCIEKAJĄCY PAN MŁODY
Czy
sytuacja, w której panna młoda ucieka sprzed ołtarza albo pan młody nagle się rozmyśla,
jest tak rzadka i znana głównie z filmów? Być może, jeśli chodzi o
spektakularność i oprawę tej sytuacji. Często jednak sam fakt odwołania ślubu w
ostatniej chwili już tak rzadki nie jest, co pokazują statystyki. W programie
do przedstawienia czytam, że w Polsce każdego roku w ostatniej chwili odwołuje
się prawie 10 tysięcy ślubów, a pracownicy Urzędu Stanu Cywilnego w miastach
oceniają, że do skutku nie dochodzi około 5% planowanych uroczystości. Czy to
dużo, czy mało – trudno jednoznacznie i obiektywnie ocenić, ale faktem jest,
że… to nie jest film, to się dzieje naprawdę.
I co wtedy?
Wstyd Marka Modzelewskiego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej, wystawiany na deskach Sceny pod Ratuszem Teatru Ludowego, jest właśnie próbą analizy takowej sytuacji „tuż po”. Kiedy bieg wydarzeń nagle zeskakuje z prawidłowego toru, traci jakąkolwiek logikę, kiedy pryskają wyobrażenia i oczekiwania, kiedy kontrola nad czymkolwiek pęka jak bańka mydlana, opadają kotary pozorów, utkana scenografia chwili i zostaje… nagi wstyd. Przed ludźmi i sobą samym. Zanim jednak rozpocznie się akcja ratunkowa sytuacji i pojawią się pierwsze propozycje odpowiedzi na odwieczne pytanie „dlaczego”, w głowie muszą ruszyć mechanizmy obronne.
NIC ŚMIESZNEGO
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że sztuka Bogajewskiej jest komedią, jednakże sama reżyserka zaznacza, że nie jest ona ani komedią, ani nawet tragifarsą, ale gorzką diagnozą polskiego społeczeństwa. Nie ma nic śmiesznego w tym, że mimo ogromnego rozwoju i postępu wciąż tkwimy w odwiecznych schematach, nie wyszliśmy do tej pory z naszych przywar, małości i śmieszności. Mimo że pewne zachowania czy słowa mogą nas w pierwszym odruchu bawić, to śmiech szybko zamiera na ustach i staje się bardziej maską dla gorzkich refleksji.
Na
scenie pojawiają się tylko cztery osoby dramatu – Małgorzata (Małgorzata
Kochan), Andrzej (Tadeusz Łomnicki), Wanda (Katarzyna Tlałka) i Tadeusz (Piotr
Pilitowski). Jednak na podstawie zaledwie tych czterech postaci jesteśmy w
stanie ukazać szeroką diagnozę całego polskiego społeczeństwa, które pod
maskami sztucznych uśmiechów i póz skrywa wstyd. Fakt, sytuacja, która
zarysowuje się na scenie od pierwszych chwil, jest mało komfortowa – na
zapleczu sali weselnej pośród piętrzących się talerzy z jedzeniem i skrzynek z
alkoholem, przed oczami zgromadzonej rodziny „chowają się” rodzice pana
młodego, który z zupełnie nieznanych przyczyn nagle odwołuje ślub. Pojawia się
od razu palące pytanie „dlaczego” i podskórny wstyd i kompromitacja. Za chwilę
dochodzi do konfrontacji z rodzicami panny młodej, a festiwal wzajemnych
oskarżeń, domysłów
i pretensji rozkręca się na dobre.
SYTUACJA SIĘ KOMPLIKUJE
Pod
postaciami bohaterów spotykają się dwa odmienne światy, które – jak się potem
okazuje – wcale nie są aż tak bardzo od siebie odległe. Na jaw wychodzą kolejne
tajemnice, fakty, przypuszczenia, dochodzi do polskiego „mordobicia” pomiędzy… matkami
państwa młodych na weselu, które notabene nawet się nie odbyło. Rozmowy
podlewane są tradycyjną polską wódką, a przy stole zasiada tzw. wyższa sfera i
sfera nie do końca ociosana, na dorobku. Wydawałoby się, że trudno będzie się im
porozumieć. Reżyserka zaznacza i poprzez kostiumy, i sposób wypowiedzi postaci
kontrast między nimi, jednak – jak się okazuje – przez całą sztukę próbują się
dogadać, dopasować te z pozoru nieprzystające do siebie światy po to, aby z
twarzą wybrnąć z tej „niezręcznej sytuacji”. Mimo że po drodze pojawiają się
nowe i zaskakujące fakty, które coraz bardziej uniemożliwiają jakąkolwiek
płaszczyznę porozumienia między niedoszłymi małżonkami, to rodzice
paradoksalnie coraz mocniej
w tym całym szaleństwie zaczynają wierzyć, że
przecież jeszcze nie wszystko stracone, że ten ślub jest jeszcze całkiem
realny, że honor wciąż można uratować.
Zakończenie
może nie tyle jest zaskakujące, co jeszcze bardziej przerażające,
pozostawiające
z poczuciem niesmaku, świadomością rozgrzebanego bagna, które po
prostu zostało przykryte ładną zasłoną, żeby przynajmniej chwilowo zatuszować… wstyd.
________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Komentarze
Prześlij komentarz