Z okazji
zbliżających się Walentynek, podsuwam recenzję spektaklu Miód albo jak chciałam się bzykać z Tomaszem Schimscheinerem kojarząca mi się
tematycznie i równolegle podsuwam pomysł spędzenia jednego z zimowych, lutowych wieczorów we dwoje, w piwnicy Teatru Ludowego pod krakowskim Ratuszem.
Spektakl, co prawda nie jest grany 14 lutego, więc pomysł na ten akurat wieczór
należy już do Was, ale pod koniec miesiąca, dwukrotnie –
23 i 24 lutego - sztuka będzie wystawiana na deskach Ludowego. Przecież wieczór walentynkowy można zrobić w dowolnym momencie, to tylko data umowna, prawda? J
23 i 24 lutego - sztuka będzie wystawiana na deskach Ludowego. Przecież wieczór walentynkowy można zrobić w dowolnym momencie, to tylko data umowna, prawda? J
WALENTYNEK "CZAR"
Sama zawsze
bardzo sceptycznie do tego „święta” podchodziłam, drażniło mnie ilością czerwonych
gadżetów i zalewającą falą różu i słodyczy, poza tym miłość powinno się
okazywać każdego dnia w roku, ale z wiekiem zaczęłam na to święto patrzeć z
trochę innej perspektywy – jako na okazję, żeby podkreślić swoje uczucia w
stosunku do drugiej osoby, na chwilę się zatrzymać i podarować sobie z tej okazji Czas. Wspólny Czas jest największym
prezentem
Ai wartością, jaką sobie możecie podarować, nie tylko w Walentynki, ale każdego dnia. Czasu nie można odzyskać, odłożyć na później, kupić jak będzie w „promocyjnej cenie”. Czas jest bezcenny. Jasne, że do tego można dorzucić bukiet czerwonych róż, czerwone wino, czy czerwony dywan, ale to już kwestia drugorzędna i zależna od fantazji świętujących ;) Wracając do samego spektaklu - zapraszam na „słodką” przygodę do piwnicy Teatru Ludowego.
Ów spektakl
komediowy, powstał w zasadzie na życzenie widzów, którzy żywo zareagowali
podczas scenicznego czytania scenariusza. Czeski reżyser – Tomas Svoboda,
przeniósł zatem swoją sztukę w polskie realia, zaś w roli Tomasza
Schimscheinera obsadził... Tomasza Schimscheinera.
KĄPIEL W MIODZIE
Sam dość kontrowersyjny
tytuł sztuki już intryguje, a znane nazwisko – zastosowane trochę jako chwyt
marketingowy – przyciąga uwagę. Wszak niecodziennie można legalnie obserwować
jak „bzyka się" Schimscheiner. I to w teatrze. Bazując w dalszym ciągu na
samym tytule, sztuka może okazać się nudną, kiczowatą komedyjką albo...
majstersztykiem. Tomas nie zawiódł. Przygotował widzom wyborną kąpiel w
Miodzie.
Przewrotnie, miejsce
intymnego aktu usytuowano w zasadzie pomiędzy widzami, krzesła ustawiono
również na scenie, tym samym sugerując czynny udział widowni w sztuce.
On i ona – para aktorów, poznających się w dyskotece, prosto z parkietu
płynnie ląduje w łóżku, gdzie odbywają się kolejne akty przerywane krótkimi
rozmowami, głównie opierającymi się na wymianie plotek ze światka
gwiazdorskiego. Sceny seksu wyreżyserowane zostały ze smakiem, dystansem i
ogromną dozą humoru, doprawione słuszną dawką ironii. Stąd też publiczność nie
powinna jako świadek-podglądacz czuć się zgorszona, ani zażenowana tym
„zbiorowym aktem". I w tym miejscu po raz pierwszy muszę zaznaczyć oraz
wyrazić podziw dla Iwony Sitkowskiej, grającej postać dziewczyny z dyskoteki.
Niesamowicie sensualna, namiętna, zadziorna i bardzo plastyczna. W ogóle
niezaprzeczalnym atutem jest tu ruch sceniczny, gra ciała stoi na równym
poziomie z grą słowa, a nawet troszkę owo słowo tłamsi i przyćmiewa.
Numerem jeden oczywiście
pozostaje bez wątpienia Sitkowska, od której wzroku nie można oderwać, ale
pozostali dwaj aktorzy radzą sobie niezgorzej. Chłopak z dyskoteki – Marcin
Stec – początkowo pozujący na Casanovę, w dalszej części, w swej uroczej
bezradności, miota się zdominowany kompletnie przez dziewczynę. Postać Tomasza
Schimscheinera, z kolei mocno przekoloryzowana przez bohaterkę (miałby być
bóstwem namiętności), okazuje się z lekka nieśmiałym mężczyzną, panującym nad
odruchami i popędami, co wpędza ją w stan pogłębiającej się irytacji.
REALIZM KONTRA ONIRYZM
Spektakl rozegrany
został na dwóch spójnie połączonych ze sobą płaszczyznach – realistycznej i
onirycznej. Jednakże kluczowe zdarzenia oraz emocje dzieją się w sferze snu,
choć czasem mamy wrażenie, że jest to ten magiczny moment na krawędzi.
Dziewczyna zapadając w sen, przenosi się do pomieszczenia wypełnionego miodem i
sprowadza tam Schimscheinera, żeby zrealizować swoje erotyczne marzenia.
Niespodziewanie w jej śnie pojawia się chłopak,
z którym w rzeczywistości śpi i który zakłóca tę idyllę. Dziewczyna z całych sił próbuje pozbyć się intruza ze swojego snu, jednak bezskutecznie. W końcu, w akcie desperacji, wpada na pomysł, aby niechcianego gościa utopić... w miodzie.
z którym w rzeczywistości śpi i który zakłóca tę idyllę. Dziewczyna z całych sił próbuje pozbyć się intruza ze swojego snu, jednak bezskutecznie. W końcu, w akcie desperacji, wpada na pomysł, aby niechcianego gościa utopić... w miodzie.
Szereg przezabawnych
scen, dialogów, żartów gwarantuje publiczności świetną zabawę, jednak Svoboda
oprócz rozrywki ma do zaoferowania o wiele więcej. Poprzez tę historię, a także
zaskakujące zakończenie, w którym pobrzmiewa nuta żalu i rozczarowania, reżyser
chce sprowokować widza do pewnych refleksji. Udaje mu się to niezaprzeczalnie,
świadcząc tym samym o pełnym sukcesie przedsięwzięcia.
INTRUZY SENNE
Ile razy zdarzało nam
się marzyć o czymś, co jest kompletnie niedostępne i nierealne, wręcz
absurdalne? Pragnienie jest tak duże, że zaczyna nam ono wypływać na
powierzchnię jako marzenie senne. Skoro rzeczywistość jest na nie zamknięta,
sfera snu okazuje się łaskawa, jednakże rzadko się zdarza, żeby wyśnił się
idealny scenariusz. Zawsze pojawia się przeszkoda (intruz) i marzenie pryska.
Czasem za czymś gonimy, spieszymy się, jesteśmy tuż o krok od złapania tej
bańki mydlanej, a ona tuż przed nosem pryska. Jeśli uda się ją pochwycić, na
ogół okazuje się czymś zupełnie innym, deformacją naszego pragnienia.
Szczery śmiech wywołuje
w nas bohaterka brodząca w miodzie i próbująca wszelkimi sposobami uwieść
swojego idola, ale zastanówmy się, czy pragnienia, które chowamy głęboko
i są dla nas pewnego rodzaju sacrum, dla pięćdziesięciu innych, przypadkowych osób nie byłyby tak samo komiczne, jak dla widowni Teatru Ludowego, seks bohaterki w miodzie z Tomaszem Schimscheinerem?
i są dla nas pewnego rodzaju sacrum, dla pięćdziesięciu innych, przypadkowych osób nie byłyby tak samo komiczne, jak dla widowni Teatru Ludowego, seks bohaterki w miodzie z Tomaszem Schimscheinerem?
Niestety nie jestem zbytnią miłośniczką teatru, znacznie bardziej wolę czytać książki, dlatego nie będę się wypowiadać na temat sztuk..pozdrawiam Angelika F
OdpowiedzUsuńKsiążki też uwielbiam, szczególnie zapach druku i papieru, ale teatr jednak zawsze będzie w moim sercu o krok przed nimi:) Pozdrawiam również :)
UsuńZapowiada się wspaniale. Aż zapragnęłam nadrobić teatralne zaległości i pójść na coś dobrego. Klimat teatru jest nie do zastąpienia żadnym innym.
OdpowiedzUsuń@bookiecik
To prawda, klimat teatru jest niepowtarzalny :)
UsuńTeatr to najwspanialszy wynalazek człowieka. Z teatrem może równać się jedynie książka :) Pozdrawiam Katrin bokmal.pl
OdpowiedzUsuńLepiej bym tego nie ujęła :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Aż wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam w teatrze... Może jak wyzdrowieję, to zaciągnę tam siłą mojego chłopaka? Muszę sprawdzić czy coś podobnego będą grać we Wrocławiu :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto :D Polecam baaaaaaaaaaaaaaaardzo! :)
UsuńCzytam tu i czytam tu: http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/seks-na-slodko.html i myślę sobie - no jakiś bezczel kopiuje Twoje słowa, ale po chwili zerkam na podpis i...
OdpowiedzUsuń...to Ty! :)
Odetchnąłem spokojnie.
A w temacie samej recenzji - brzmi intrygująco, szkoda, że nie wystawiają w Trójmieście. Ze swojej strony polecam Wesołe Kumoszki z Windsoru - świetnie zrealizowany spektakl w reżyserii Pawła Aignera.
No tak, podkradam sobie swoje słowa czasem :D Nie sposób odtworzyć spektaklu po latach i napisać nową recenzję, więc posiłkuję się swoimi spostrzeżeniami zrobionymi "na gorąco". Ale dziękuję za czujność :) Dobry detektyw literacki z Ciebie :)
Usuń"Kumoszki" z chęcią bym zobaczyła, ale z kolei u nas nie grają póki co.