Mówią, że dwa razy do tej samej rzeki
się nie wchodzi, a ja Wam powiadam, że nawet nie dwa,
a kilka, o ile nie kilkanaście razy, popełniłam ten sam błąd – wybrałam spektakl, który jest obowiązkową lekturą szkolną. I o zgrozo, przy każdym podejściu jest coraz gorzej. Zapytacie zatem, czemu świadomie włażę w paszczę lwu? Otóż lubię się pozytywnie rozczarować. Dlatego prowadzi mnie nadzieja, że może tym razem zostanę zaskoczona; ciekawość, jak tym razem reżyser zaadaptował klasykę, wystawianą po raz enty i na ogół po wyjściu z teatru obiecuję sobie, że ten raz był razem ostatnim.
a kilka, o ile nie kilkanaście razy, popełniłam ten sam błąd – wybrałam spektakl, który jest obowiązkową lekturą szkolną. I o zgrozo, przy każdym podejściu jest coraz gorzej. Zapytacie zatem, czemu świadomie włażę w paszczę lwu? Otóż lubię się pozytywnie rozczarować. Dlatego prowadzi mnie nadzieja, że może tym razem zostanę zaskoczona; ciekawość, jak tym razem reżyser zaadaptował klasykę, wystawianą po raz enty i na ogół po wyjściu z teatru obiecuję sobie, że ten raz był razem ostatnim.
ZMORA LEKTUR SZKOLNYCH
Tak było też i teraz, kiedy wiedziona
pokusą sprawdzenia świeżutkiej Zemsty na deskach Teatru Słowackiego, obiecałam sobie, że
to ostatni raz z kanonem lektur, ale ręki bym sobie jednak nie dała odciąć za
to, że na pewno zrobiłam to... po raz ostatni. Ten wpis rozbiję na dwa teksty,
bo zdecydowanie za dużo tekstu by się namnożyło. Chciałabym opowiedzieć o Zemście, dramacie, który jest znany
każdemu, ale jak się okazuje, można go zaadaptować na warunki sceniczne bardzo
przyzwoicie i w wersji niekoniecznie zjadliwej. Na ogół zaczyna się od złych
wiadomości, więc ja też zacznę od przedsięwzięcia, nie mogę powiedzieć, że
złego, ale dla mnie - nieudanego. W kolejnym artykule opowiem dla równowagi o Zemście zrealizowanej
z powodzeniem.
z powodzeniem.
WYRÓB FREDROPODOBNY?
Zemstę
i Aleksandra Fredrę zna każdy, jeśli
nie z własnej woli to z przymusu i reasumując epokę romantyzmu, Fredro to ten
najpogodniejszy i najmniej uciemiężony z zastępu wielkich twórców. Jednak, nie
popadając w skrajności, nie znaczy to, że był epokowym śmieszkiem, bo jego
teksty komediowe skrywają kwestie ważne i poważne, okraszone czarnym humorem,
wywołujące często śmiech przez łzy. I śmiem przypuszczać, że taki zamysł miała
reżyserka Anna Augustynowicz
(aczkolwiek może to być tylko moja interpretacja spektaklu), aby doświetlić też
tę powagę i troskę o sprawę narodową Fredry, jednak coś tu bardzo poszło nie
tak, że położyło całe przedsięwzięcie. Niestety zakończenie recenzji zdradzę
już na początku, gdyż przy analizie sztuki, ta myśl była dla mnie takim
szkieletem, o który mogłam oprzeć cokolwiek.
CZARNY HUMOR?
Najprościej było by stwierdzić, że
zabiegi i koncepcje reżyserki się na niej zemściły za to, że odarła dzieło z
jego podstawowych komponentów, a przede wszystkim humoru, który stanowi, jakby
nie było, o przynależności gatunkowej utworu. Kompletnie nie było się
z czego śmiać, choć pewnie przewinęło się parę zabawnych sytuacji czy dialogów, jednak wszechobecna czerń i ciężka atmosfera zdusiła humor w zarodku. Wracając do poprzedniej myśli, a w zasadzie mojego szkieletu, rozumiem, że reżyserka chciała nowatorsko podejść do tematu i pokazać te sensy ukryte, wyciągnąć na wierzch to, co faktycznie mało śmieszne. Jednak dokładając do tego czarne, zwyczajne ubrania zamiast kostiumów z epoki, minimalizm scenografii, zaledwie muśnięcie kwestii narodowościowych, a przed takową tematyką w
przypadku dzieł romantycznych trudno uciec, tym bardziej jeśli w kontekście aktualnej sytuacji politycznej waśnie, spory i mur idealnie wpisują się w konwencje - komedia Fredry staje się tragedią Augustynowicz.
z czego śmiać, choć pewnie przewinęło się parę zabawnych sytuacji czy dialogów, jednak wszechobecna czerń i ciężka atmosfera zdusiła humor w zarodku. Wracając do poprzedniej myśli, a w zasadzie mojego szkieletu, rozumiem, że reżyserka chciała nowatorsko podejść do tematu i pokazać te sensy ukryte, wyciągnąć na wierzch to, co faktycznie mało śmieszne. Jednak dokładając do tego czarne, zwyczajne ubrania zamiast kostiumów z epoki, minimalizm scenografii, zaledwie muśnięcie kwestii narodowościowych, a przed takową tematyką w
przypadku dzieł romantycznych trudno uciec, tym bardziej jeśli w kontekście aktualnej sytuacji politycznej waśnie, spory i mur idealnie wpisują się w konwencje - komedia Fredry staje się tragedią Augustynowicz.
KOMEDIA TRAGEDIĄ
Zdaję sobie sprawę, choćby po jej spektaklu
Edward
II, że reżyserka lubuje się w czerni, specyficznym konstruowaniu
bohaterów, totalnej ascezie jeśli o scenografię chodzi, ale o ile tam wszystko
zagrało i konwencja „teatru w teatrze” czy symultaniczność scen była dobrym
pomysłem, o tyle przystawienie szablonu do każdego innego utworu niekoniecznie
może zaowocować sukcesem. Barwny dramat wyszedł tu ciemno, smutno, nudno.
Większa część publiczności to uczniowie i pewnie spektakl spełni funkcję
użyteczności, jak każda inscenizacja lektury. Co prawda młodzież nie skorzysta
w pełni, bo koloryt epoki został wymazany, ale jako eksperyment, inny wariant
interpretacyjny, na pewno młodym ludziom nie zaszkodzi,
a rozszerzy sposób myślenia o lekturze.
a rozszerzy sposób myślenia o lekturze.
SYMFONIA NA PILE
Barwnym elementem tej krainy cieni są
aktorzy. Świetne kreacje Rejenta Milczka, Cześnika Raptusiewicza, Papkina,
który element komizmu starał się przemycić w gestach i mimice, czy dostojnej
Podstoliny. Ciekawym zabiegiem było wprowadzenie „na stałe” na scenę Daniela Malchara odgrywającego kilka
ról i akompaniującego np. na pile. Nie bardzo korespondowało to i ze sztuką i
samą Zemstą, poza tekstem oczywiście,
ale było ciekawe i intrygujące, choćby
w samym procesie szukania konotacji między owym instrumentalistą, a całością spektaklu. Najmniej udani byli chyba młodzi – Klara i Wacław, ona arogancka i mało kobieca, on bezpłciowy. Fakt, że taką rolę aktorom narzucono, ale od osobowości scenicznej
i warsztatu jednak wiele zależy jeśli o budowanie postaci i energię chodzi.
w samym procesie szukania konotacji między owym instrumentalistą, a całością spektaklu. Najmniej udani byli chyba młodzi – Klara i Wacław, ona arogancka i mało kobieca, on bezpłciowy. Fakt, że taką rolę aktorom narzucono, ale od osobowości scenicznej
i warsztatu jednak wiele zależy jeśli o budowanie postaci i energię chodzi.
MUR FREDROWSKI
Trochę żal, że nie wykorzystano
potencjału komedii w aluzjach do współczesności. Wszystko jakby na świeżo, na
czasie, Polska podzielona niczym murem fredrowskim, zwaśniona, skłócona, brak
dialogu, zgoda wydaje się ułudą. I zakończenie Zemsty zarówno u Fredry jak
i Augustynowicz mimo, że z pozoru pozytywne to wydźwięk finałowej zgody można różnorako interpretować. Krzysztof Jasiński w swojej adaptacji Zemsty na Scenie STU, mimo że całe przedsięwzięcie poprowadził książkowo, zgodnie z Fredrą, to zakończenie stworzył odmienne – Rejent ręki nie podał, więc zgoda nie została przypieczętowana, a raczej zawisła w powietrzu w stanie oczekiwania.
i Augustynowicz mimo, że z pozoru pozytywne to wydźwięk finałowej zgody można różnorako interpretować. Krzysztof Jasiński w swojej adaptacji Zemsty na Scenie STU, mimo że całe przedsięwzięcie poprowadził książkowo, zgodnie z Fredrą, to zakończenie stworzył odmienne – Rejent ręki nie podał, więc zgoda nie została przypieczętowana, a raczej zawisła w powietrzu w stanie oczekiwania.
ZEMSTA SIĘ NIE UDAŁA
Doceniam Annę Augustynowicz za chęć i
pomysł ukazania tekstu Fredry w sposób inny, oryginalny, niepowtarzalny, za
sięgniecie do tego, co pod płaszczykiem śmiechu, ironii
i zabawy. Jednak koncept niepoparty niczym więcej, a wręcz zupełnie niepotrzebnie odarty
z charakterystycznych cech dzieła, zamiast ciekawej inscenizacji, przyniósł niestety bezbarwną, nieznośnie nudną sztukę, z komedią mającą niewiele wspólnego. Z klimatem Fredry mającą niewiele wspólnego. Krótko mówiąc – Zemsta się nie udała.
i zabawy. Jednak koncept niepoparty niczym więcej, a wręcz zupełnie niepotrzebnie odarty
z charakterystycznych cech dzieła, zamiast ciekawej inscenizacji, przyniósł niestety bezbarwną, nieznośnie nudną sztukę, z komedią mającą niewiele wspólnego. Z klimatem Fredry mającą niewiele wspólnego. Krótko mówiąc – Zemsta się nie udała.
Idę! Nawet dzisiaj!! Uwielbiam teatr i staram się zarazić pasją dziecko.
OdpowiedzUsuńSuper! :) Czym skorupka za młodu nasiąknie... :) Wiadomo, że nic na siłę i każdy wybiera swoje drogi, ale zachęcić nie zaszkodzi :) Pozdrawiam :)
Usuń