Powszechna jest maksyma, że
dobro wraca. Czy tak jest? Opinie są podzielone Jeśli ktoś czyni dobro, bo
oczekuje, że w zamian również to do niego przyfrunie
i po trosze stanie się tarczą od złych rzeczy, traktuje to bardziej jako transakcję wiązaną, to może się dotkliwie rozczarować. Jeśli natomiast czynienie dobra wypływa z potrzeby serca i swego człowieczeństwa, bez oczekiwania na „zwrot podatku” od swej dobroczynności, to wtedy staje się to wartością, istniejącą bez żadnych warunków określających jej byt bądź niebyt. Na szczęście na świecie oprócz interesownych gnid, popaprańców i całej rzeszy egoistów, istnieją ludzie, dla których pomaganie innym i wspieranie słabszych i bezbronnych jest rzeczą tak oczywistą, jak umycie rano zębów. Pisząc ten post, chciałabym zawęzić grupę potrzebujących do zwierzaków, dlatego, że temat jest mi bardzo bliski i zawsze bolesny.
w krytycznym momencie nasze „schronisko” liczyło 11 kotów! Od małego uczono mnie, że kotek czy piesek czuje jak go ciągniesz za ucho i boli go tak samo, jak Ciebie i to, że jest mniejszy i słabszy oznacza, że bezwzględnie trzeba bronić
i pomagać, a nie pokazywać swoją władzę. Nauczyłam się ogromnej wrażliwości do zwierzęcych istnień, a w zasadzie już nadwrażliwości, która mi całe życie bardzo ciąży i rozrywa serce, za każdym razem kiedy dzieje się jakiejś istocie krzywda.
a najgorsza była bezsilność, że nie mogę dorwać tego szmatławego oprawcy. Doszłam do takiego momentu w swoim buncie i agresji, że zaczęłam życzyć konania w męczarniach każdemu, kto zabił w okrutny sposób małe stworzonko dla kaprysu. Nie potrafiłam sobie poradzić z ogromem cierpienia zwierzaków
i bezsilnością z drugiej strony, a także tym, że kara adekwatna nie dosięgnie kata.
A ja miałam już tyle tortur w głowie przygotowanych…
Po opadnięciu pierwszych emocji i wytarciu pierwszych potoków łez, zauważasz, że są zwierzaki, które leżą zapatrzone w dal, obojętne…w nich nadzieja już umarła. One nie łudzą się, że ktoś je zabierze… choćby na spacer. Niekótre nie znają innego życia, bo są w schronisku od urodzenia. Schronisko, do którego trafiłyśmy jest prowadzone przez cudowną kobietę, która naprawdę kocha zwierzęta i martwi się o każdą istotkę, ale ile jest schronów, gdzie dzieje się bardzo źle…Koleżanka mogła wziąć na spacer swoją przyszłą towarzyszkę życia,
a ja poprosiłam o możliwość wzięcia na spacer jakiegoś psiaka, Pani dała mi pieska, który od 2 tygodni nie był na spacerze, naiwnie myślałam, że się ucieszy, ale on był właśnie z tych, którym zgasło w środku światło. Był grzeczny
i posłuszny, szedł przy nodze, podskakiwał wśród traw, przyjął smakołyk, pozwalał się głaskać, ale nie było w nim ani kropli żalu, że wraca do klatki. Tak jak posępny
i bez życia wyszedł, w takim samym nastroju wrócił.
Bolesna wizyta, ale przydałaby się każdemu, kto np. chce kupić maskotkę dla dziecka, albo sobie ku rozrywce. Zwierzę to nie gadżet, ani rzecz, którą można rozporządzać, a jak nie pasuje, to wyrzucić. Zastanówcie się też, czy nie warto zamiast rasowego psa, podarować dom, biedakowi ze schroniska. A jeśli się zdecydujecie, to zanim go stamtąd zabierzecie, zastanówcie się dziesięć razy, czy na pewno, bo najgorsze, co może się wydarzyć, to ponowne oddanie zwierzaka do schroniska bo „nie spełnia jednak wymagań”. Miłość jest przecież bezwarunkowa i jeśli obiecujesz i podejmujesz się odpowiedzialności za stworzenie, które przyjmujesz do rodziny, to nie zakładaj, że to zwierzę ma spełnić jakieś Twoje wyimaginowane oczekiwania. Zwierzę Cię będzie bezwarunkowo kochać, postaraj się dać mu to samo, zamiast stawiać kretyńskie wymagania. Miłość i troska jest wartością najważniejszą w takich relacjach,
a nie to czy pies umie przynosić piłkę, tańczyć Jezioro łabędzie, czy śpiewać Odę do radości.
Przy okazji tego postu chciałam Wam przedstawić pewną fundację,
ma wdzięczną nazwę „Wrzuć miedziaka dla zwierzaka”. Fundacja to wolontariusze, zwierzoluby,
którzy niosą pomoc zwierzętom poprzez wsparcie istniejących już fundacji,
stowarzyszeń i instytucji wspierających
braci mniejszych. W jaki sposób działają? Informacje, o tym jak fundacja działa i czym się zajmuje, przekazuje bezpośrednio z ich strony www.wmdz.pl, żebym nic nie pominęła, ani nie przekręciła J
i poręczam i zachęcam do pomocy. Nie mówię tylko o tej, czy innej fundacji, ale
w ogóle o pomocy braciom mniejszym, w każdej formie, każdym miejscu
i momencie. Pomyślcie, ile dobrego może zdziałać worek karmy, czy przysłowiowe 5 zł wrzucone do puszki? Dobro wraca, wierzę w to. Ale na pewno nie
w zwróconych 5 zł, czy pieniądzach za karmę, albo na Twoje wakacje na Ibizie, czy nowy sportowy samochód. Dobro wraca w pełnym brzuszku głodnego szczeniaka, w oczach pełnych wdzięczności za miskę z wodą, w głośnym mruczeniu kota, ogrzewającego się w Twoich, ciepłych dłoniach.
i po trosze stanie się tarczą od złych rzeczy, traktuje to bardziej jako transakcję wiązaną, to może się dotkliwie rozczarować. Jeśli natomiast czynienie dobra wypływa z potrzeby serca i swego człowieczeństwa, bez oczekiwania na „zwrot podatku” od swej dobroczynności, to wtedy staje się to wartością, istniejącą bez żadnych warunków określających jej byt bądź niebyt. Na szczęście na świecie oprócz interesownych gnid, popaprańców i całej rzeszy egoistów, istnieją ludzie, dla których pomaganie innym i wspieranie słabszych i bezbronnych jest rzeczą tak oczywistą, jak umycie rano zębów. Pisząc ten post, chciałabym zawęzić grupę potrzebujących do zwierzaków, dlatego, że temat jest mi bardzo bliski i zawsze bolesny.
PIESKIE ŻYCIE
Od małego dziecka, wokół miałam pełno zwierząt, jako jedynaczka i jedyna mała dziewczynka w sąsiedztwie, nie miałam kolegów i koleżanek do zabawy. Rodzice kupili mi psa. Zawsze było też kilka kotów, z którymi się od razu zaprzyjaźniałam. Pozostała mi po szczenięcych latach magia przyciągania kocich i psich nieszczęść – mały kotek znaleziony podczas burzy w zbożu, kotek znaleziony przy śmietniku podczas wycieczki rowerowej, masa kotów, które przybłąkały się pod drzwi mojego domu i po jednej misce mleka, zostawały już na zawsze, czy kolejne zastępy kociaków regularnie podrzucanych nam pod drzwi w porze „masowego wylęgania piskląt”. Moi rodzice przeklinali mnie czasem pod niebiosa, bow krytycznym momencie nasze „schronisko” liczyło 11 kotów! Od małego uczono mnie, że kotek czy piesek czuje jak go ciągniesz za ucho i boli go tak samo, jak Ciebie i to, że jest mniejszy i słabszy oznacza, że bezwzględnie trzeba bronić
i pomagać, a nie pokazywać swoją władzę. Nauczyłam się ogromnej wrażliwości do zwierzęcych istnień, a w zasadzie już nadwrażliwości, która mi całe życie bardzo ciąży i rozrywa serce, za każdym razem kiedy dzieje się jakiejś istocie krzywda.
ANIOŁ W KOCIM PIEKIEŁKU
Przez kilka lat, wspierałam Krakowskie Towarzystwo Opiekinad Zwierzętami, potem zaangażowałam się w pomoc chorym i skrzywdzonym dotkliwie przez człowieka zwierzakom z Lecznicy dla Zwierząt "Ada", dziennie dostawałam stertę informacji o kolejnych kocich i psich nieszczęściach, łzy lały mi się strumieniami,a najgorsza była bezsilność, że nie mogę dorwać tego szmatławego oprawcy. Doszłam do takiego momentu w swoim buncie i agresji, że zaczęłam życzyć konania w męczarniach każdemu, kto zabił w okrutny sposób małe stworzonko dla kaprysu. Nie potrafiłam sobie poradzić z ogromem cierpienia zwierzaków
i bezsilnością z drugiej strony, a także tym, że kara adekwatna nie dosięgnie kata.
A ja miałam już tyle tortur w głowie przygotowanych…
Plułam jadem i połykałam łzy do momentu, kiedy nie
usłyszałam historii
o kobiecie, która przychodzi do schroniska po karmę i dokarmia bezdomne
i chore koty. Starsza, samotna, schorowana Pani Ania, która dźwiga wiadra
z karmą i codziennie wyrusza spełnić swoją misję i dotrzymać tym nieszczęśnikom towarzystwa. Był wtedy grudzień, tuż przed Bożym Narodzeniem, wolontariusze zorganizowali akcję w Internecie, żeby jakoś wspomóc Kocią Karmicielkę, bo gdy zapytali ją czego najbardziej potrzebuje, odpowiedziała, że…rękawic, bo jej ręce bardzo marzną. Miałam wtedy w swoim życiu czarny okres, czułam się przeraźliwie samotna i nieszczęśliwa, straciłam wiarę w ludzi. Pobiegłam do sklepu po wełniane rękawice i coś słodkiego. Pakowanie paczki dla Pani Ani sprawiło mi niesamowitą radość. Kiedy przekroczyłam próg biura KTOZ, żeby zostawić paczkę, moim oczom ukazała się cała góra prezentów, w tym plecak
i wózek, żeby nie musiała dźwigać wiader z karmą.
Rozczulił mnie ten widok i jakoś pozytywnie nastroił na święta, że mimo wszystko jest też na świecie ogrom ludzi z dobrym sercem. Pomyślałam sobie wtedy, że jedyną metodą jest po prostu robić swoje i ratować, tych, których mamy
w zasięgu ręki, którzy stają na naszej drodze, tak naprawdę wystarczy nie być obojętnym, nie ignorować dla świętego spokoju. Ta Pani robi, to co jest w jej zasięgu, pomaga jak umie i całego kociego świata nie uratuje, ale kilka istnień na pewno. Ta historia pomogła mi się ogarnąć, wiedziałam, że świata nie zbawię, więc muszę skupić się na małych celach, tych dostępnych.
o kobiecie, która przychodzi do schroniska po karmę i dokarmia bezdomne
i chore koty. Starsza, samotna, schorowana Pani Ania, która dźwiga wiadra
z karmą i codziennie wyrusza spełnić swoją misję i dotrzymać tym nieszczęśnikom towarzystwa. Był wtedy grudzień, tuż przed Bożym Narodzeniem, wolontariusze zorganizowali akcję w Internecie, żeby jakoś wspomóc Kocią Karmicielkę, bo gdy zapytali ją czego najbardziej potrzebuje, odpowiedziała, że…rękawic, bo jej ręce bardzo marzną. Miałam wtedy w swoim życiu czarny okres, czułam się przeraźliwie samotna i nieszczęśliwa, straciłam wiarę w ludzi. Pobiegłam do sklepu po wełniane rękawice i coś słodkiego. Pakowanie paczki dla Pani Ani sprawiło mi niesamowitą radość. Kiedy przekroczyłam próg biura KTOZ, żeby zostawić paczkę, moim oczom ukazała się cała góra prezentów, w tym plecak
i wózek, żeby nie musiała dźwigać wiader z karmą.
Rozczulił mnie ten widok i jakoś pozytywnie nastroił na święta, że mimo wszystko jest też na świecie ogrom ludzi z dobrym sercem. Pomyślałam sobie wtedy, że jedyną metodą jest po prostu robić swoje i ratować, tych, których mamy
w zasięgu ręki, którzy stają na naszej drodze, tak naprawdę wystarczy nie być obojętnym, nie ignorować dla świętego spokoju. Ta Pani robi, to co jest w jej zasięgu, pomaga jak umie i całego kociego świata nie uratuje, ale kilka istnień na pewno. Ta historia pomogła mi się ogarnąć, wiedziałam, że świata nie zbawię, więc muszę skupić się na małych celach, tych dostępnych.
MIARĄ CZŁOWIEKA JEST JEGO STOSUNEK DO SŁABSZYCH
Ratując jedno stworzenie, nie uratujemy całego świata, ale uratujemy cały świat tego jednego – kolejna maksyma, ale niezwykle prawdziwa…to aż jedno życie. Może niektórym wydaje się, że życie zwierzaka jest czymś mało istotnym, ale to jest życie, o tej samej wartości, co Twoje Czytelniku. To, że o wiele bardziej kruche i zależne w dużej mierze od Ciebie, nie oznacza, że mniej ważne. Możecie się obruszać i bulwersować, że jak można porównywać zwierzę do człowieka, ale właśnie można i trzeba. Empatia, coś czego brakuje na świecie, naprawdę wiele dobrego by zrobiła w kontaktach człowiek-zwierzę. Naprawdę czasem nie mieści się w głowie ogrom zwierzęcego cierpienia i krzywdy jaką zgotował mu człowiek.
Kolejna maksyma (chyba dzisiaj taki „maksymowy” dzień) –
mówi się, że miarą człowieka jest jego stosunek do słabszych i muszę znowu się
w 100% zgodzić. Chciałam Was poprzez ten, dość osobisty post, zachęcić do
pomocy istotom bezbronnym, którym los nie dał domu i kochających właścicieli,
które walczą
o każdy dzień. Nie muszę chyba tłumaczyć nikomu, że schroniska były, są i będą przepełnione, i zawsze z deficytem pieniędzy, wolontariuszy i karmy. Najsmutniejsze są szczenięta i kocięta, które nie mają „mamy”, nie rozumieją dlaczego tu są. Wybitnie smutną grupą są psiaki, które nagle ktoś wyrzucił, podrzucił pod bramę schroniska (i chwała mu za to, że nie przywiązał do drzewa
i nie pozostawił na pewną śmierć, nie utopił, nie powiesił na gałęzi…), zostawił
w rowie koło drogi…Pies jest oddany i wierny Panu, nawet jeśli ten go krzywdzi, dlatego taka istotka nie jest w stanie zrozumieć czemu nagle Pana nie ma, a są zimne kraty i setka innych skamlących nieszczęśników.
o każdy dzień. Nie muszę chyba tłumaczyć nikomu, że schroniska były, są i będą przepełnione, i zawsze z deficytem pieniędzy, wolontariuszy i karmy. Najsmutniejsze są szczenięta i kocięta, które nie mają „mamy”, nie rozumieją dlaczego tu są. Wybitnie smutną grupą są psiaki, które nagle ktoś wyrzucił, podrzucił pod bramę schroniska (i chwała mu za to, że nie przywiązał do drzewa
i nie pozostawił na pewną śmierć, nie utopił, nie powiesił na gałęzi…), zostawił
w rowie koło drogi…Pies jest oddany i wierny Panu, nawet jeśli ten go krzywdzi, dlatego taka istotka nie jest w stanie zrozumieć czemu nagle Pana nie ma, a są zimne kraty i setka innych skamlących nieszczęśników.
PSIE MATKI W SCHRONISKU
Opowiem Wam jeszcze jedną historię z własnego życia „zwierzęcego ratownika”, żeby wytłumaczyć jak wygląda życie zza krat. W pewien upalny dzień, nie pamiętam którego roku, wybrałam się z koleżanką na wizytę zapoznawczą do schroniska, zlokalizowanego w moich rodzinnych stronach. Ona wybrała sobie tam psa, którego pragnęła adoptować, a w zasadzie psią staruszkę. Nie macie pojęcia jaki wrzask podnosi się kiedy obcy ludzie wchodzą do schroniska, nadzieja w oczach przyklejonych do krat, wystawione łapki, błaganie o zainteresowanie…stoisz w epicentrum nieszczęścia i nie wiesz co zrobić.Po opadnięciu pierwszych emocji i wytarciu pierwszych potoków łez, zauważasz, że są zwierzaki, które leżą zapatrzone w dal, obojętne…w nich nadzieja już umarła. One nie łudzą się, że ktoś je zabierze… choćby na spacer. Niekótre nie znają innego życia, bo są w schronisku od urodzenia. Schronisko, do którego trafiłyśmy jest prowadzone przez cudowną kobietę, która naprawdę kocha zwierzęta i martwi się o każdą istotkę, ale ile jest schronów, gdzie dzieje się bardzo źle…Koleżanka mogła wziąć na spacer swoją przyszłą towarzyszkę życia,
a ja poprosiłam o możliwość wzięcia na spacer jakiegoś psiaka, Pani dała mi pieska, który od 2 tygodni nie był na spacerze, naiwnie myślałam, że się ucieszy, ale on był właśnie z tych, którym zgasło w środku światło. Był grzeczny
i posłuszny, szedł przy nodze, podskakiwał wśród traw, przyjął smakołyk, pozwalał się głaskać, ale nie było w nim ani kropli żalu, że wraca do klatki. Tak jak posępny
i bez życia wyszedł, w takim samym nastroju wrócił.
Bolesna wizyta, ale przydałaby się każdemu, kto np. chce kupić maskotkę dla dziecka, albo sobie ku rozrywce. Zwierzę to nie gadżet, ani rzecz, którą można rozporządzać, a jak nie pasuje, to wyrzucić. Zastanówcie się też, czy nie warto zamiast rasowego psa, podarować dom, biedakowi ze schroniska. A jeśli się zdecydujecie, to zanim go stamtąd zabierzecie, zastanówcie się dziesięć razy, czy na pewno, bo najgorsze, co może się wydarzyć, to ponowne oddanie zwierzaka do schroniska bo „nie spełnia jednak wymagań”. Miłość jest przecież bezwarunkowa i jeśli obiecujesz i podejmujesz się odpowiedzialności za stworzenie, które przyjmujesz do rodziny, to nie zakładaj, że to zwierzę ma spełnić jakieś Twoje wyimaginowane oczekiwania. Zwierzę Cię będzie bezwarunkowo kochać, postaraj się dać mu to samo, zamiast stawiać kretyńskie wymagania. Miłość i troska jest wartością najważniejszą w takich relacjach,
a nie to czy pies umie przynosić piłkę, tańczyć Jezioro łabędzie, czy śpiewać Odę do radości.
WRZUĆ MIEDZIAKA DLA ZWIERZAKA
1. Przygotowujemy
puszki.
2. Nawiązujemy współpracę z konkretnym Stowarzyszeniem, Fundacją lub Schroniskiem (zapraszamy wszystkie Fundacje i Stowarzyszenia do kontaktu i zgłaszania swoich potrzeb).
3. Szukamy najlepszych miejsc do zbiórki! Angażujemy nowe osoby w akcję i Dystrybuujemy puszki - Szukamy najlepszych miejsc w których akcja może odnieść zamierzone efekty są to: sklepy, sklepiki, firmy, firemki, wielkie korporacje, przedszkola, szkoły, cluby fitness, siłownie, knajpki, bary, restauracje, salony fryzjerskie, kosmetyczne, Centra Medyczne, imprezy zamknięte i otwarte, śluby, grille, imprezy sportowe, festyny etc. Wszędzie tam gdzie są lub mogą znaleźć się osoby które chcą pomagać.
4. Po napełnieniu puszek, następuje oficjalne i komisyjne przekazanie jej zawartości danej Organizacji. Kwota ta wydawana jest na konkretny cel, czyli sfinansowanie danego działania. np. opłacenie leczenia psiaka lub kociaka, zakup karm, finansowanie różnych prac remontowych poprawiających bytowanie zwierzaków, oraz rozpowszechnianie szeroko pojętej wiedzy o tym, że zwierzę też człowiek w dosłownym rozumieniu, że ma uczucia i emocje jak każdy z nas!
Współzałożycielką fundacji jest moja znajoma – Kasia Mucha,
dlatego ręczę 2. Nawiązujemy współpracę z konkretnym Stowarzyszeniem, Fundacją lub Schroniskiem (zapraszamy wszystkie Fundacje i Stowarzyszenia do kontaktu i zgłaszania swoich potrzeb).
3. Szukamy najlepszych miejsc do zbiórki! Angażujemy nowe osoby w akcję i Dystrybuujemy puszki - Szukamy najlepszych miejsc w których akcja może odnieść zamierzone efekty są to: sklepy, sklepiki, firmy, firemki, wielkie korporacje, przedszkola, szkoły, cluby fitness, siłownie, knajpki, bary, restauracje, salony fryzjerskie, kosmetyczne, Centra Medyczne, imprezy zamknięte i otwarte, śluby, grille, imprezy sportowe, festyny etc. Wszędzie tam gdzie są lub mogą znaleźć się osoby które chcą pomagać.
4. Po napełnieniu puszek, następuje oficjalne i komisyjne przekazanie jej zawartości danej Organizacji. Kwota ta wydawana jest na konkretny cel, czyli sfinansowanie danego działania. np. opłacenie leczenia psiaka lub kociaka, zakup karm, finansowanie różnych prac remontowych poprawiających bytowanie zwierzaków, oraz rozpowszechnianie szeroko pojętej wiedzy o tym, że zwierzę też człowiek w dosłownym rozumieniu, że ma uczucia i emocje jak każdy z nas!
i poręczam i zachęcam do pomocy. Nie mówię tylko o tej, czy innej fundacji, ale
w ogóle o pomocy braciom mniejszym, w każdej formie, każdym miejscu
i momencie. Pomyślcie, ile dobrego może zdziałać worek karmy, czy przysłowiowe 5 zł wrzucone do puszki? Dobro wraca, wierzę w to. Ale na pewno nie
w zwróconych 5 zł, czy pieniądzach za karmę, albo na Twoje wakacje na Ibizie, czy nowy sportowy samochód. Dobro wraca w pełnym brzuszku głodnego szczeniaka, w oczach pełnych wdzięczności za miskę z wodą, w głośnym mruczeniu kota, ogrzewającego się w Twoich, ciepłych dłoniach.
Jestem zdania, że jeśli mogę to zawsze trzeba pomóc, Tym bardziej naszym "małym" przyjaciołom. Sama mam dwa kotki ze schroniska, które kocham ponad wszystko :)
OdpowiedzUsuńZwierzaki ze schroniska są niezwykle wdzięcznymi towarzyszami :) Niechaj rosną w zdrowiu i miłości! :)
UsuńZe łzą w oku doczytałam do końca. Trudny to tekst, ale jakże prawdziwy. Tylko się cieszyć, że są na świecie ludzie tacy jak Ty.
OdpowiedzUsuńDziękuję... mnie też się trudno ten tekst pisało, na kilka podejść i też nie raz mi łza popłynęła, jak materializowałam "na papierze" wspomnienia.
Usuńw grudniu zorganizowaliśmy zbiórkę dla TOZ Wrocław, okazało się, że w kupie siła, każdy rzucił po 5 zł i nagle się okazało, że zebraliśmy i kupiliśmy ponad 50 kg karmy^^
OdpowiedzUsuńI takie wiadomości cieszą bardzo! :) W kupie faktycznie siła, bo wydaje się, że to tylko 5 zł, a potem zbiera się pokaźna sumka, pojawiają się kolejne zwierzoluby i nagle niemożliwe staje się możliwe :) Brawo! :)
Usuń"Miarą człowieka jest jego stosunek do słabszych" - sama prawda!
OdpowiedzUsuńJeśli robię coś dla innych, nie oczekuję rewanżu. Dobro potrafi wrócić w najmniej oczekiwamym momencie. Brawo za twoją pracę na rzecz tej fundacji. Uwielbiam psy, jestem typową psiarą.
OdpowiedzUsuńuwielbiam zwierzeta, ale mimo wszystko nie posiadam żadnego. już nie. wspomagam schroniska jak mogę, wysyłam karmę, na zimę koce, ktorych nie potrzebuje. warto pomagać :)
OdpowiedzUsuń