CIERPIENIA JUŻ NIE TAK MŁODEGO RECENZENTA
Wiecie jak to jest jak wena nie przychodzi przez długie dni,
jak każde wyduszone z siebie zdanie okupione jest intelektualnym „cierpieniem”?
A potem szorujecie sobie podłogę, wokół konwaliowy zapach się unosi
i nagle zaskakuje coś. Siadacie do laptopa, szybko, najszybciej jak się da, bo ten wstęp ucieknie zaraz i będzie po ptokach. To światełko w tunelu, że
w końcu proces twórczy ruszył. No ale…na wstępie się kończy, bo potem przychodzi trud merytoryki dzieła, trudnego dzieła, jeszcze trudniejszego autora i ręce z klawiatury opadają i idą złapać za ten mop, może choć umycie podłogi mi dziś wyjdzie.
A potem szorujecie sobie podłogę, wokół konwaliowy zapach się unosi
i nagle zaskakuje coś. Siadacie do laptopa, szybko, najszybciej jak się da, bo ten wstęp ucieknie zaraz i będzie po ptokach. To światełko w tunelu, że
w końcu proces twórczy ruszył. No ale…na wstępie się kończy, bo potem przychodzi trud merytoryki dzieła, trudnego dzieła, jeszcze trudniejszego autora i ręce z klawiatury opadają i idą złapać za ten mop, może choć umycie podłogi mi dziś wyjdzie.
Ale wena weną, a cierpienie cierpieniem, tekst musi zostać napisany.
Wiadomo, że łatwiej z tym polotem i strumieniem wylewających się na papier myśli.
Ale czasem trzeba usiąść, zacisnąć zęby, palce na klawiaturze, szturchnąć mocno
mózg i konsekwentnie pisać, zdanie po zdaniu. Pisarze również stosują tę
metodę, konsekwentnie dzień po dniu siadają do pracy
i wypełniają nią przeznaczony na proces twórczy czas. Nie czekają na wenę, ona czasem jest i jest fantastycznie, a czasem znika, a praca musi iść do przodu.
i wypełniają nią przeznaczony na proces twórczy czas. Nie czekają na wenę, ona czasem jest i jest fantastycznie, a czasem znika, a praca musi iść do przodu.
SEN NOCY LETNIEJ
Uprzedzając pytania – nie, nie szturchnęłam wystarczająco
mocno mózgu, zapach konwalii ukołysał mnie do snu, palce nie miały siły się zacisnąć
i walczyć więc recenzji jednego z najlepszych w tym sezonie spektakli nie ma J Będzie, ale jeszcze nie nadszedł jej czas i na pewno doczeka się publikacji na podsumowanie sezonu teatralnego, a póki co, tak lekko, letnio, miłośnie, ale z paroma kroplami goryczy, bo nie lubię słodyczy, przypomnę sobie, a Wam zaprezentuję sztukę zatytułowaną „Ławeczka” i wystawianą przez Teatr Bagatela, w kameralnej sali przy ul. Sarego.
i walczyć więc recenzji jednego z najlepszych w tym sezonie spektakli nie ma J Będzie, ale jeszcze nie nadszedł jej czas i na pewno doczeka się publikacji na podsumowanie sezonu teatralnego, a póki co, tak lekko, letnio, miłośnie, ale z paroma kroplami goryczy, bo nie lubię słodyczy, przypomnę sobie, a Wam zaprezentuję sztukę zatytułowaną „Ławeczka” i wystawianą przez Teatr Bagatela, w kameralnej sali przy ul. Sarego.
Historia urocza…
Spotkali się gdzieś o zachodzie słońca na ławeczce w muzeum.
On – przystojny biznesmen w delegacji, pachnący drogimi perfumami. Ona –
elegancka miłośniczka sztuki. Zaiskrzyło między nimi niemal od pierwszych paru
wejrzeń... A jak się za chwilę okazuje owo spotkanie wcale nie jest ich
pierwszym kontaktem. Gra kłamstw oraz złudzeń staje się równocześnie taktyką
uwodzenia i obronną. Każdy ruch, słowo czy rozegrana emocja ma natomiast jeden
cel – ucieczkę przed samotnością, poszukiwanie uczucia
i zrozumienia.
i zrozumienia.
Niby tematyka znana, ograna już i ktoś może stwierdzić, że
banalna czy nawet kiczowata. Jednak część widowni pewnie zatopi się w historię,
wejdzie w grę z własnymi emocjami lub doświadczeniami. Tytułowa ławeczka,
przeniesiona przez reżysera Ingmana Vilquista z parku do muzeum, tak naprawdę
jest elementem symbolicznym, który można usytuować w każdej chyba scenerii. To
miejsce spotkań dwóch samotnych dusz – tak w romantycznym duchu rozpocznę tę
historię.
ŻONGLERKA EMOCJI
Wiera, emocjonalna romantyczka, wierząca, czy raczej chcąca
wierzyć,
w miłość i przeznaczenie, pojawia się wieczorami w galerii malarstwa
w nadziei, że spotka tu swoje szczęście. Czas zatacza koło i po roku spotyka w owym miejscu kochanka, który zniknął bez jakichkolwiek wyjaśnień. Jura, Kola, Alosza czy Fiedia, jeden Bóg raczy wiedzieć jak brzmi jego prawdziwe imię, nie poznaje z początku kobiety, starając się ją uwieść. Déjà vu. Zabawa w uwodzenie kończy się, kiedy Wiera „przypomina" mu okoliczności ich pierwszego spotkania.
w miłość i przeznaczenie, pojawia się wieczorami w galerii malarstwa
w nadziei, że spotka tu swoje szczęście. Czas zatacza koło i po roku spotyka w owym miejscu kochanka, który zniknął bez jakichkolwiek wyjaśnień. Jura, Kola, Alosza czy Fiedia, jeden Bóg raczy wiedzieć jak brzmi jego prawdziwe imię, nie poznaje z początku kobiety, starając się ją uwieść. Déjà vu. Zabawa w uwodzenie kończy się, kiedy Wiera „przypomina" mu okoliczności ich pierwszego spotkania.
Mężczyzna lekko zbity z tropu zmienia strategię i zaczyna
się między nimi gra słówek, półsłówek, pozorów oraz odkrywania kolejnych kart.
Żonglują między sobą emocjami, oskarżeniami, plączą się w sieci kłamstw,
odpychają się nawzajem i przyciągają. Rysują wypowiadanymi kwestiami całą
paletę uczuć. Ona – rozpaczliwie poszukująca miłości – snuje plany o białym
domku, wspólnym życiu, biegających dzieciach. On – pod wpływem chwili podąża za
jej marzeniami, jednak kolejne jego kłamstwa, odkrywane przez Wierę, obracają
wszystko w proch. Ich relacja to trochę syzyfowa praca – kiedy zaczynają
budować bliskość i plan staje się realny, przychodzi burza. Zmiata ona wszystko
i niszczy, a po burzy budowa zostaje wznawiana
i znowu przychodzi burza, i niszczy „budowlę"...
i znowu przychodzi burza, i niszczy „budowlę"...
KLUCZE DO MIESZKANIA, CZY KLUCZE DO SERCA?
Obserwując z boku ich historię widzimy coraz wyraźniej, jak
lekka, romantyczna gra między „kochankami" przeistacza się w coraz cięższą
i bardziej mroczną relację, do której wkrada się żal, rozczarowanie, a na końcu rozpacz oraz desperacja. Cała magia opowieści pryska, kiedy kobieta wciska mężczyźnie klucze do swojego mieszkania, aby mógł przyjść kiedy tylko zechce. Smutna to refleksja, gdyż godzinna tyrada bohaterów, w której wymieniają się rolą dominanta, kończy się porażką bohaterów, pozostawiając tym samym otwartą kwestię – którego z nich większą.
i bardziej mroczną relację, do której wkrada się żal, rozczarowanie, a na końcu rozpacz oraz desperacja. Cała magia opowieści pryska, kiedy kobieta wciska mężczyźnie klucze do swojego mieszkania, aby mógł przyjść kiedy tylko zechce. Smutna to refleksja, gdyż godzinna tyrada bohaterów, w której wymieniają się rolą dominanta, kończy się porażką bohaterów, pozostawiając tym samym otwartą kwestię – którego z nich większą.
OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE
Miejsce rozgrywanej sztuki też ma istotne znaczenie, gdyż
stwarza kameralny i dość intymny klimat, nie ma dystansu między historią
rozgrywaną na scenie, a widzami. Chyba o to chodzi, o współuczestnictwo
w opowieści. Takie historie się zdarzają obok nas albo nawet są naszym udziałem. Każdy człowiek podświadomie ucieka od samotności, rutyny czy niespełnienia. Czasem, żeby osiągnąć zaspokojenie fundamentalnej potrzeby bliskości, zamyka oczy na rażące przeszkody, przeskakuje je, oszukując się, że ich po prostu nie ma. Za kilka chwil szczęścia są w stanie „zapłacić" kilkoma kolejnymi, znacznie dłuższymi chwilami tęsknoty czy niespełnienia. Na jedną idealną chwilę potrafią w nadziei czekać długi czas. A czasem rozdają wokół klucze do swojego serca i życia w nadziei, że którejś nocy przyjdzie ten właściwy mieszkaniec. Niby „Ławeczka" opowiada dość prostą historię dwojga ludzi, ale każdy z jej obserwatorów, zważając na indywidualne doświadczenia, odnajdzie głębszy i tylko sobie znany sens.
w opowieści. Takie historie się zdarzają obok nas albo nawet są naszym udziałem. Każdy człowiek podświadomie ucieka od samotności, rutyny czy niespełnienia. Czasem, żeby osiągnąć zaspokojenie fundamentalnej potrzeby bliskości, zamyka oczy na rażące przeszkody, przeskakuje je, oszukując się, że ich po prostu nie ma. Za kilka chwil szczęścia są w stanie „zapłacić" kilkoma kolejnymi, znacznie dłuższymi chwilami tęsknoty czy niespełnienia. Na jedną idealną chwilę potrafią w nadziei czekać długi czas. A czasem rozdają wokół klucze do swojego serca i życia w nadziei, że którejś nocy przyjdzie ten właściwy mieszkaniec. Niby „Ławeczka" opowiada dość prostą historię dwojga ludzi, ale każdy z jej obserwatorów, zważając na indywidualne doświadczenia, odnajdzie głębszy i tylko sobie znany sens.
Jeśli nie ma weny to........ ehhh znam ten bul z blogiem. Na szczęście mam tak że temat lub o czym mam napisać tak szybko nie zapominam. Choć raz czy dwa zapomniałem o czym chciał fajny problem poruszyć:(
OdpowiedzUsuń