Przejdź do głównej zawartości

GDZIE ZNALEŹĆ WENĘ? CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "ŁAWECZKA" INGMAR VILLQIST


para, ławeczka, miłość, kobieta i mężczyzna

CIERPIENIA JUŻ NIE TAK MŁODEGO RECENZENTA

Wiecie jak to jest jak wena nie przychodzi przez długie dni, jak każde wyduszone z siebie zdanie okupione jest intelektualnym „cierpieniem”?
A potem szorujecie sobie podłogę, wokół konwaliowy zapach się unosi
i nagle zaskakuje coś. Siadacie do laptopa, szybko, najszybciej jak się da, bo ten wstęp ucieknie zaraz i będzie po ptokach. To światełko w tunelu, że
w końcu proces twórczy ruszył. No ale…na wstępie się kończy, bo potem przychodzi trud merytoryki dzieła, trudnego dzieła, jeszcze trudniejszego autora i ręce z klawiatury opadają i idą złapać za ten  mop, może choć umycie podłogi mi dziś wyjdzie.

Ale wena weną, a cierpienie cierpieniem, tekst musi zostać napisany. Wiadomo, że łatwiej z tym polotem i strumieniem wylewających się na papier myśli. Ale czasem trzeba usiąść, zacisnąć zęby, palce na klawiaturze, szturchnąć mocno mózg i konsekwentnie pisać, zdanie po zdaniu. Pisarze również stosują tę metodę, konsekwentnie dzień po dniu siadają do pracy
i wypełniają nią przeznaczony na proces twórczy czas. Nie czekają na wenę, ona czasem jest i jest fantastycznie, a czasem znika, a praca musi iść do przodu.

SEN NOCY LETNIEJ

Uprzedzając pytania – nie, nie szturchnęłam wystarczająco mocno mózgu, zapach konwalii ukołysał mnie do snu, palce nie miały siły się zacisnąć
i walczyć więc recenzji jednego z najlepszych w tym sezonie spektakli nie ma J Będzie, ale jeszcze nie nadszedł jej czas i na pewno doczeka się publikacji na podsumowanie sezonu teatralnego, a póki co, tak lekko, letnio, miłośnie,  ale z paroma kroplami goryczy, bo nie lubię słodyczy, przypomnę sobie, a Wam zaprezentuję sztukę zatytułowaną „Ławeczka” i wystawianą przez Teatr Bagatela, w kameralnej sali przy ul. Sarego.

Historia urocza…

Spotkali się gdzieś o zachodzie słońca na ławeczce w muzeum. On – przystojny biznesmen w delegacji, pachnący drogimi perfumami. Ona – elegancka miłośniczka sztuki. Zaiskrzyło między nimi niemal od pierwszych paru wejrzeń... A jak się za chwilę okazuje owo spotkanie wcale nie jest ich pierwszym kontaktem. Gra kłamstw oraz złudzeń staje się równocześnie taktyką uwodzenia i obronną. Każdy ruch, słowo czy rozegrana emocja ma natomiast jeden cel – ucieczkę przed samotnością, poszukiwanie uczucia
i zrozumienia.

Niby tematyka znana, ograna już i ktoś może stwierdzić, że banalna czy nawet kiczowata. Jednak część widowni pewnie zatopi się w historię, wejdzie w grę z własnymi emocjami lub doświadczeniami. Tytułowa ławeczka, przeniesiona przez reżysera Ingmana Vilquista z parku do muzeum, tak naprawdę jest elementem symbolicznym, który można usytuować w każdej chyba scenerii. To miejsce spotkań dwóch samotnych dusz – tak w romantycznym duchu rozpocznę tę historię.

ŻONGLERKA EMOCJI

Wiera, emocjonalna romantyczka, wierząca, czy raczej chcąca wierzyć,
w miłość i przeznaczenie, pojawia się wieczorami w galerii malarstwa
w nadziei, że spotka tu swoje szczęście. Czas zatacza koło i po roku spotyka w owym miejscu kochanka, który zniknął bez jakichkolwiek wyjaśnień. Jura, Kola, Alosza czy Fiedia, jeden Bóg raczy wiedzieć jak brzmi jego prawdziwe imię, nie poznaje z początku kobiety, starając się ją uwieść. Déjà vu. Zabawa w uwodzenie kończy się, kiedy Wiera „przypomina" mu okoliczności ich pierwszego spotkania.

Mężczyzna lekko zbity z tropu zmienia strategię i zaczyna się między nimi gra słówek, półsłówek, pozorów oraz odkrywania kolejnych kart. Żonglują między sobą emocjami, oskarżeniami, plączą się w sieci kłamstw, odpychają się nawzajem i przyciągają. Rysują wypowiadanymi kwestiami całą paletę uczuć. Ona – rozpaczliwie poszukująca miłości – snuje plany o białym domku, wspólnym życiu, biegających dzieciach. On – pod wpływem chwili podąża za jej marzeniami, jednak kolejne jego kłamstwa, odkrywane przez Wierę, obracają wszystko w proch. Ich relacja to trochę syzyfowa praca – kiedy zaczynają budować bliskość i plan staje się realny, przychodzi burza. Zmiata ona wszystko i niszczy, a po burzy budowa zostaje wznawiana
i znowu przychodzi burza, i niszczy „budowlę"...

KLUCZE DO MIESZKANIA, CZY KLUCZE DO SERCA?

Obserwując z boku ich historię widzimy coraz wyraźniej, jak lekka, romantyczna gra między „kochankami" przeistacza się w coraz cięższą
i bardziej mroczną relację, do której wkrada się żal, rozczarowanie, a na końcu rozpacz oraz desperacja. Cała magia opowieści pryska, kiedy kobieta wciska mężczyźnie klucze do swojego mieszkania, aby mógł przyjść kiedy tylko zechce. Smutna to refleksja, gdyż godzinna tyrada bohaterów, w której wymieniają się rolą dominanta, kończy się porażką bohaterów, pozostawiając tym samym otwartą kwestię – którego z nich większą.

OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE

Miejsce rozgrywanej sztuki też ma istotne znaczenie, gdyż stwarza kameralny i dość intymny klimat, nie ma dystansu między historią rozgrywaną na scenie, a widzami. Chyba o to chodzi, o współuczestnictwo
w opowieści. Takie historie się zdarzają obok nas albo nawet są naszym udziałem. Każdy człowiek podświadomie ucieka od samotności, rutyny czy niespełnienia. Czasem, żeby osiągnąć zaspokojenie fundamentalnej potrzeby bliskości, zamyka oczy na rażące przeszkody, przeskakuje je, oszukując się, że ich po prostu nie ma. Za kilka chwil szczęścia są w stanie „zapłacić" kilkoma kolejnymi, znacznie dłuższymi chwilami tęsknoty czy niespełnienia. Na jedną idealną chwilę potrafią w nadziei czekać długi czas. A czasem rozdają wokół klucze do swojego serca i życia w nadziei, że którejś nocy przyjdzie ten właściwy mieszkaniec. Niby „Ławeczka" opowiada dość prostą historię dwojga ludzi, ale każdy z jej obserwatorów, zważając na indywidualne doświadczenia, odnajdzie głębszy i tylko sobie znany sens.



Komentarze

  1. Jeśli nie ma weny to........ ehhh znam ten bul z blogiem. Na szczęście mam tak że temat lub o czym mam napisać tak szybko nie zapominam. Choć raz czy dwa zapomniałem o czym chciał fajny problem poruszyć:(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odst...

KICIA KOCIA - DLACZEGO DZIECI TAK JĄ UWIELBIAJĄ?

Kicia Kocia to chyba najpopularniejsza kocia bohaterka wśród maluchów. Myślałam, że moje dziecko oszaleje na jej punkcie, bo wszak to kot, a jak tylko pojawiał się „miau” to był szał 😊 Ale jak przyniosłam dwie pierwsze książeczki na próbę, to jednak szału nie było i czekają wciąż na swój czas.  Natomiast niedawno syn dostał książeczkę z ponad 40 otwieranymi okienkami zatytułowana „Kicia Kocia i Nunuś. Bardzo fajna rodzina” i faktycznie oszalał na punkcie otwieranych z różnych stron okienek, nie wiem jak z sympatia do głównej bohaterki, ale ta pozycja wydawnicza przypadła bardzo do gustu i małych rączek.  I o to chodzi w sumie, oprócz ilustracji, historii i bardzo pięknego przesłania swoją drogą, książeczka ta wspiera rozwój motoryki małej u dziecka, sprawności manualnej, ćwiczy pamięć i spostrzegawczość. Autorka umieszcza na kartach książeczki bardzo sympatyczną opowieść o tym jak rodzeństwo Kicia Kocia i Nunuś wybierają się do Państwa Kwiatek i po drodze obserwu...

CHODŹ ZE MNĄ DO TEATRU - "KOGUT W ROSOLE" MAREK GIERSZAŁ

materiały prasowe Teatru STU Zadymiony bar, kilka krzeseł, w rogu zawieszona tarcza do gry, grupa zaprzyjaźnionych mężczyzn w średnim wieku. Tak, niby zwyczajnie, rysuje się scena komedii Marka Gierszała „Kogut w rosole", wystawiana na deskach  STU . Jednak fabuła, tocząca się na wolnych obrotach (w pierwszej części momentami aż nazbyt wolnych) nabierając znacznego tempa w okolicach finału, rozpali scenę i głównie damską część publiczności do czerwoności. Budowanie napięcia i oczekiwanie ponad stu minut na wielki finał zapowiadany od początku sztuki, nasuwa nieśmiałe pytanie: czy siedzimy w tym miejscu żeby zażywać kultury wyższej, czy czekamy na aktorski striptiz?  STRIPTIZ DUCHOWY  Marek Gierszał biorąc na warsztat tekst Samuela Jokica pokazał nam dwa wymiary owego striptizu, zarówno cielesnego jak i duchowego, i choć przeplata się tu słodkie z gorzkim, smutek z zabawą, to raczej żadna nuta jakoś drastycznie nie zakłóca tonu komediowego.  W równej mi...