Nie lubimy odmieńców.
Budzą w nas niepokój, brak zaufania, pewną wrogość. Dramat Henrika Ibsena
rozgrywa się w odległych czasach, ale motywy przewodnie są wciąż aktualne.
Tolerancja wybrzmiewa głównie
_____________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
w teorii, a świat toczy się starym torem – jesteś
inny, myślisz inaczej niż my, wyglądasz inaczej – na pewno nic dobrego z tego
nie wyniknie.
Stawanie
w opozycji, czasem z własnego przekonania, czasem pod wpływem presji
społecznej, czasem z braku odwagi stanięcia twarzą
w twarz i konfrontacji to standardowa reakcja na odmienność. „Wróg ludu" pokazuje historię lekarza, który nie chce szkodzić, za co zostaje potępiony. Absurd, prawda? A jednak nie, bo dochodzą tu kwestie społeczne, polityczne, a przede wszystkim finansowe. Dochód góruje nad zdrowiem, a dobro społeczne w postaci zysku – nad zdrowym rozsądkiem.
w twarz i konfrontacji to standardowa reakcja na odmienność. „Wróg ludu" pokazuje historię lekarza, który nie chce szkodzić, za co zostaje potępiony. Absurd, prawda? A jednak nie, bo dochodzą tu kwestie społeczne, polityczne, a przede wszystkim finansowe. Dochód góruje nad zdrowiem, a dobro społeczne w postaci zysku – nad zdrowym rozsądkiem.
WYBAWICIEL KONTRA ZBAWICIEL
Genialny
Julian Chrząstowski w roli Doktora Tomasa Stockmanna jest idealistą,
buntownikiem, a w pewnym sensie narcyzem, zachwycającym się swoją moralnością,
przekonaniami, wręcz z satysfakcją obwieszczającym światu swoje idee, kłócące
się z tym, co wyznaje jego mała społeczność. Sprzeczne racje ogniskują się w
osobie Doktora i jego brata Burmistrza Petera Stockmanna (w tej roli Radosław
Krzyżowski). „Wybawiciel" ludzkości kontra „Wybawiciel" miasta, po
stronie jednego stoją idee, po stronie drugiego pieniądze, pierwszy uważa, że
swoimi badaniami uratuje zdrowie kuracjuszy, drugi, że uratuje miasto przed
bankructwem. W jednym świecie nie ma jednak miejsca dla dwóch Zbawicieli. Obie
postaci nie są ani jednoznaczne, ani dookreślone. Nie krzyczą ze sceny, jak
sugerowałaby interpretacja tekstu Ibsena. Trudno ich też ocenić, jak zwykle u
Klaty nic nie jest czarno-białe, roztacza on całą gamę odcieni i jedynie
przewaga,
i nasycenie określonych barw może sugerować koloryt bohatera.
i nasycenie określonych barw może sugerować koloryt bohatera.
DIAGNOZA
Wartością
tej adaptacji jest, w opozycji do tematyki i wydźwięku ibsenowskiego dzieła,
brak agresji, krzyku, tzw. szarpaniny scenicznej. Kolejne sceny odkrywają
oblicza bohaterów, ale brak tu jednoznacznych ocen, nie ma przymusu do
wybierania faworyta, zamiast oceny, jakichś kluczowych wniosków, dostajemy na
scenie diagnozę sytuacji. Jak jest, każdy widzi, niechaj każdy decyduje, co z
tym zrobić i czy w ogóle spektakl sugeruje, że mamy coś z tym robić? Czy czasem
nie jest tak, że w przypadku niektórych decyzji, nasze ustosunkowanie się nie
ma żadnego znaczenia
i decyduje ktoś inny z góry? Co w takim razie nam pozostaje?
i decyduje ktoś inny z góry? Co w takim razie nam pozostaje?
Bunt.
Niezgoda na rozgrywające się decyzje i wydarzenia. Czy jest on skuteczny i
przynosi rezultaty? Nie zawsze. Ale znając już specyfikę spektakli Klaty, mimo
że może dosłownie ze sceny nawoływanie do rebelii nie pada, to jest jedyne, co
możemy i co należy zrobić, i co może mieć sens. Jego „Wesele" już dobitnie
przestrzega przed marazmem, uśpieniem w rytm chocholego tańca, odłożeniem kos.
PROBLEM NA "U"
Teatr
Klaty znany jest z zaangażowania w tematy aktualnie się rozgrywające, udowadnia
on, że sztuka jest ponadczasowa i można z niej czerpać garściami, różne
schematy się powtarzają, zatem wiele kwestii, gdyby im się trochę uważniej
przyjrzeć, doskonale korespondują ze współczesnością. Klata ma bystre oko, z
czego umiejętnie korzysta, ale i my widzowie dzięki temu korzystamy.
Nie
da się ukryć, że kluczowym motywem „Wroga ludu" jest „problem na U".
Kwestia uchodźców jest tematem wywołującym żarliwe dyskusje, burzącym nastroje
w społeczeństwie i jest niejednoznaczna w ocenie. Ta niejednoznaczność sieje
popłoch i ogromne zamieszanie. Ten ogólnonarodowy spór i walkę polityczną można
niczym kalkę przyłożyć do walki o uzdrowisko. I widz dostrzega to już bardzo
wyraźnie, porzucając wątpliwości podczas monologu Chrząstowskiego, który w
zasadzie naszpikowany jest aluzjami do współczesności, podlany ironią,
wylewającą się z co drugiego zdania. Smog krakowski, uchodźcy w Polsce,
homofobia,
a także kampanie wyborcze, a raczej kłamstwa wyborcze, oficjalnie nazywane obietnicami.
a także kampanie wyborcze, a raczej kłamstwa wyborcze, oficjalnie nazywane obietnicami.
ZWYCIĘSTWO CZY PORAŻKA?
Tyrada
Doktora stanowi moment przełomowy w spektaklu, niejako wychodzi on z roli
Stockmanna, wychodzi poza ramy sztuki i staje oko w oko z publicznością,
wygłaszając monolog, ale tak naprawdę prowadzi dialog
z myślami widzów, ich sumieniami, wchodzi w interakcję z nimi, uzyskując jako odpowiedź na swoje słowa, skinienia głowy, uśmiechy i półuśmiechy, mimikę twarzy „sprzedającą", co właściciel ma na myśli. W scenie tej nie bardzo jest miejsce na humor, który przeplatał się do tej pory, choćby
w komizmie postaci samego doktora czy burmistrza. Tutaj humor ewoluuje
w gorzką refleksję i nie wiadomo czy śmiać się jeszcze, czy już tylko płakać. Tyle, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, życie toczy się dalej
i bohaterowie po owym momencie kulminacyjnym i „wygnaniu" z miasta Doktora, muszą tkwić dalej w tej niewygodnej i chorej rzeczywistości. Pozostają pytania, czy Doktor poniósł porażkę, czy jednak zwycięstwo? Układy polityczne zwyciężyły, większość zwyciężyła, ale na poziomie idei, której pozostał wierny, a która była dla niego kluczowa? Klata nie udziela
w zasadzie odpowiedzi, w jego niejednoznaczności tkwi tajemnica jego sztuk.
z myślami widzów, ich sumieniami, wchodzi w interakcję z nimi, uzyskując jako odpowiedź na swoje słowa, skinienia głowy, uśmiechy i półuśmiechy, mimikę twarzy „sprzedającą", co właściciel ma na myśli. W scenie tej nie bardzo jest miejsce na humor, który przeplatał się do tej pory, choćby
w komizmie postaci samego doktora czy burmistrza. Tutaj humor ewoluuje
w gorzką refleksję i nie wiadomo czy śmiać się jeszcze, czy już tylko płakać. Tyle, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, życie toczy się dalej
i bohaterowie po owym momencie kulminacyjnym i „wygnaniu" z miasta Doktora, muszą tkwić dalej w tej niewygodnej i chorej rzeczywistości. Pozostają pytania, czy Doktor poniósł porażkę, czy jednak zwycięstwo? Układy polityczne zwyciężyły, większość zwyciężyła, ale na poziomie idei, której pozostał wierny, a która była dla niego kluczowa? Klata nie udziela
w zasadzie odpowiedzi, w jego niejednoznaczności tkwi tajemnica jego sztuk.
NIEZDROWA SZTUKA
Podkreślić
trzeba również scenografię Justyny Łagowskiej, bardzo wymowną i symboliczną. W
pierwszej scenie na scenie nie ma fizycznie postaci, dialogi toczą się poza
sceną, a my jesteśmy jedynie słuchaczami dobiegającej zza kulis rozmowy. Na
scenie istne pomieszanie z poplątaniem, pobojowisko wręcz – stare meble,
kanapa, stół i usypana wieża ze starych gratów, jak na wysypisku śmieci.
Scenografia ta nasuwa konotacje z chorobą, brudem, chaosem, ruiną.
Niezdrowa
to sztuka, niezdrowa atmosfera, niezdrowi ludzie, „smród"
w pewnych momentach mocno ciągnie ze sceny. Natomiast jest ona bardzo potrzebna, dla kurażu społecznego, dla refleksji. I przede wszystkim jest szalenie dobra. Wyśmienicie zagrana, wspaniale poprowadzona dramaturgia, świetnie skonstruowana scenograficznie. I na pewno widownia pomieści nie tylko „wrogów ludu", ale tych z opozycji, a może przede wszystkim tę „opozycję" wypadałoby posadzić w pierwszych rzędach?
w pewnych momentach mocno ciągnie ze sceny. Natomiast jest ona bardzo potrzebna, dla kurażu społecznego, dla refleksji. I przede wszystkim jest szalenie dobra. Wyśmienicie zagrana, wspaniale poprowadzona dramaturgia, świetnie skonstruowana scenograficznie. I na pewno widownia pomieści nie tylko „wrogów ludu", ale tych z opozycji, a może przede wszystkim tę „opozycję" wypadałoby posadzić w pierwszych rzędach?
Komentarze
Prześlij komentarz