PORADNIK PREZENTOWY CZAS START!
1 czerwca zbliża się wielkimi krokami, a Ty pewnie
zastanawiasz się nad prezentem dla swojego dziecka? Jeśli odpowiedź na pytanie
jest twierdząca to czytaj dalej, jeśli z niewielką irytacja kręcisz głową
to…czytaj dalej. Mam dla Was dziś wyjątkowy poradnik prezentowy, lepszych
prezentów nie znajdziecie nigdzie. Lepszych po prostu nie ma, że tak zuchwale
pozwolę sobie to zakomunikować. Ostrzegam, że prezenty owe są niezwykle
wartościowe, ale niezbędne. To te, które krzyczą z półki „Weź mnie”, bez których
Twoje dziecko nie będzie mogło żyć i się rozwijać.
NIE ROZUMIEM...
Kiedy zaczęłam rozglądać się po świecie w poszukiwaniu
prezentu dla dziecka, które nie przekroczyło 3 lat, doznałam wstrząsu, czytając
komentarze na grupach i forach matek, czy czasem raczej madek.
Nie rozumiem.
I nawet nie chcę żeby
ktoś mi to łaskawie tłumaczył. Ale nie
rozumiem, czemu rodzice chcą tak bardzo przyspieszać rozwój swoich dzieci? Czemu nie pozwolą im być dziećmi tu i teraz? Dlaczego już od kołyski zaczyna
się ten pieprzony wyścig szczurów?
Najpierw delikwent jest obstawiany poduszkami, żeby jak
najszybciej siadł, potem prowadzany za ręce, żeby jak najszybciej chodził,
potem stymulowany setkami wizyt u logopedy, żeby jak najszybciej zaczął mówić
trzynastozgłoskowcem, a jedyne co na tym etapie by mu się naprawdę przydało to
konsultacja u ortopedy, czy aby nasz pośpiech w zmuszaniu dziecka do kolejnych
etapów, nie uszkodził kręgosłupa, czy stawów.
CZASU I MIŁOŚCI
Potem przychodzi
żłobek i od tego momentu zaczyna się istne szaleństwo – taniec, angielski,
włoski, portugalski, nauka czytania, matematyki, fizyki
i chemii, basen, piłka nożna, zajęcia z jogi, technik relaksacyjnych i kurs szybkiego gotowania, ogarniania swoich emocji, etykiety salonowej…serio?
i chemii, basen, piłka nożna, zajęcia z jogi, technik relaksacyjnych i kurs szybkiego gotowania, ogarniania swoich emocji, etykiety salonowej…serio?
Może i wystawiam się na
pożarcie przez niektóre matki, ale na litość boską, maluch, który zaczyna
chodzić, mówić, komunikować się ze światem, mając lat 1 albo 2, z naukowego
punktu widzenia może i jego mózg jest w stanie nauczyć się wielu umiejętności,
opanowywanych dopiero w wieku szkolnym, ale po co? Po jaką cholerę wtłaczać go w ramy
nieprzystające do niego za bardzo, o które się potyka pędząc do zabawy? Bo
taki dzieciaczek nie potrzebuje nawet zabawek z górnej półki, ekologicznych, z
trzema atestami, hiperedukacyjnych, ale naszego – tu słowo klucz – CZASU – i kolejne słowo klucz – MIŁOŚCI.
ZA CZYM TA ŚLEPA POGOŃ?
Obiło mi sie o uszy, że przeprowadzono badania mówiące o tym, że dzieci
zrównują się poziomem w wieku 9 lat i ich organizm niejako kasuje to, co przyswoili
wcześniej. Nie wiem ile w tym prawdy, ale jeśli jednak jakaś cząstka jest, to co wtedy? Czy to takie ważne, żeby trzylatek potrafił czytać, skoro
idąc do szkoły będzie się tego uczył od początku? Owszem, może być mu łatwiej, ale bez względu na to, kiedy posiądzie tę umiejętność, posiądzie ją napewno. Myślę, że nie bez przyczyny
opracowano taki system nauczania, że dzieci idą dopiero w wieku 6-7 lat do
szkoły i podejmują edukację. Co by nie mówić, żłobki są instytucjami ratującymi
rodziców w potrzasku, nie jest to obowiązkowa placówka zalecana dzieciom i nie
dorabiajmy do tego dodatkowej ideologii. Jest ona potrzebna kiedy oboje
rodziców pracuje i nie ma innego wyjścia. Koniec kropka.
Maluch w wieku do lat
3, mówiąc o rozwoju społecznym, nie potrzebuje nikogo poza najbliższymi, nie potrzebuje edukacji, bo i takiej
nie otrzymuje tam, jedyne czego potrzebuje to czas, uwaga, opieka i miłość. I choć nie
wiem jak ciocie w żłobku nie byłyby miłe i fajne to nie jest to ani mama ani tata. A często, nawet za często, widzę jak rodzice zachłyśnięci tą instytucją, nakładają na nią i panie opiekunki przede wszystkim odpowiedzialność za nabycie wybitnych umiejętności przez ich dzieci i ponadprzeciętny rozwój. Skupiają się na rozwoju "naukowym", na jakichś chorych zawodach kto prędzej, kto więcej, kto lepiej, a zapominają, że najważniejsza na tym etapie jest troska o rozwój emocjonalny.
Przedszkola mają trochę większy sens jeśli o różnorodność
zajęć i proces socjalizacji chodzi, ale wciąż nie jest to placówka obowiązkowa,
wiecie czemu? Patrzcie powyżej.
I nie mówcie mi, że najważniejsze, że dziecko jest wśród
rówieśników, ma kontakt z dziećmi, rozwija się, bla bla bla…posiadam niestety wiedzę udokumentowaną papierkiem pozwalającym mi tytułować się pedagogiem i intuicję i zaufaj mi, że to nie o to na tym etapie rozwoju chodzi, a na pewno nie jest to priorytet i coś, co jest kompletnie niezbędne.
Wsadziłam trochę kij w mrowisko, więc jak już rozgrzebałam to w ramach rekompensaty, odpowiem na pytanie: dlaczego tak uważam i o co z tym kontaktem z dziećmi chodzi.
Wsadziłam trochę kij w mrowisko, więc jak już rozgrzebałam to w ramach rekompensaty, odpowiem na pytanie: dlaczego tak uważam i o co z tym kontaktem z dziećmi chodzi.
NIE ZABIERAJCIE DZIECIOM DZIECIŃSTWA
Kontakt z dziećmi jest spoko jeśli jest dobrowolny i w
momencie kiedy ma się na niego ochotę i w każdej chwili można z niego
zrezygnować.
W placówce dziecko oprócz tego, że ma kontakt, to ma go przez wiele godzin, w których może sobie go nie życzyć, być zmęczone, czy śpiące, przebodźcowane. I tak, ma do tego pełne prawo, jest malutkim człowiekiem. A teksty, że takie jest życie i niech się uczy od najmłodszych lat życia, kompletnie mnie nie przekonują. Po to jest dzieciństwo i jego prawa, żeby przez chwilę być dzieckiem. Bez tych nauk i wstępów tresujących malucha do przyszłego trudnego życia człowieka dorosłego. Na to przyjdzie czas, na bycie dorosłym człowiekiem, ze wszystkimi tego przywilejami
i przykrościami będzie miał ogrom czasu.
W placówce dziecko oprócz tego, że ma kontakt, to ma go przez wiele godzin, w których może sobie go nie życzyć, być zmęczone, czy śpiące, przebodźcowane. I tak, ma do tego pełne prawo, jest malutkim człowiekiem. A teksty, że takie jest życie i niech się uczy od najmłodszych lat życia, kompletnie mnie nie przekonują. Po to jest dzieciństwo i jego prawa, żeby przez chwilę być dzieckiem. Bez tych nauk i wstępów tresujących malucha do przyszłego trudnego życia człowieka dorosłego. Na to przyjdzie czas, na bycie dorosłym człowiekiem, ze wszystkimi tego przywilejami
i przykrościami będzie miał ogrom czasu.
Często słyszy się hasła – nie zabierajcie dzieciom
dzieciństwa – brzęczą one w głowie jak neonowe slogany. Warto zagłębić się w
treść tych słów, bo coraz częściej obserwuje się pęd, pośpiech, wtłaczanie
dziecka w milion zajęć, zapychanie dnia aktywnościami tak gęsto, że maluch
przełącza się na tryb robot, a wypalenie przychodzi już w wieku szkolnym. Dzieci
same skarżą się, że nie mają czasu na zabawę, na po prostu bycie z rodzicami,
na nicnierobienie, na nudę…nuda wbrew pozorom jest również bardzo dzieciom potrzebna.
BYLE SZYBCIEJ, BYLE WIĘCEJ!
Dążę z tego miejsca natomiast do tego, że niektórzy rodzice
czekają tylko, aż zegar wybije roczek i dawaj go jak najszybciej do placówki,
niech nauczą go gadać w pięciu językach, tańczyć balet mongolski, niech w
przyszłym roku na urodzinach wygłosi mowę filozoficzną i pokroi tort opierając
się na rachunku prawdopodobieństwa obdzielając gości. Niechaj bawi się tylko
tymi zabawkami, które go uczą, edukują, niechaj szybko nauczy się zajmować
sobą, niechaj dorośnie jak najszybciej i z każdym dniem zwiększa komfort życia rodziców.
Byle szybciej, byle więcej…
MAŁE SZCZĘŚCIA
„A życie przecież po to jest, żeby pożyć…” zapatrzeć się na
biedronkę, zafascynować chmurami i deszczem, który spada na nos, przycupnąć nad
rzeką i puszczać kaczki na wodzie, czy po prostu rzucać kamyki w toń wody. Śmiać
się i ganiać aż już sił braknie, bacznie obserwować każdy krok, gest, słowo i
upajać się tym, zachwycać. Zabawki same w sobie nie mają aż takiego sensu,
nawet te bajeranckie, jeśli nie ma towarzystwa do zabawy. Nasze dziecko może
chodzić koło pudeł z zabawkami cały dzień, a zająć się czymkolwiek ze
znaleziska w momencie, kiedy któreś z nas
usiądzie na podłodze i zacznie „bawić się” zawartością pudełek. Gwarantowana
wspólna zabawa, no bo jaką frajdę ma puszczanie autka samemu albo do ściany?
Zabawnie jest kiedy we trójkę siedzimy na podłodze i puszczamy
samochodzik, który skręca, wykoleja się, nie dojeżdża do odbiorcy. Jest
śmiesznie, jest rodzinnie, jest radośnie. I dla takich momentów chce mi się wstawać z łóżka bladym świtem każdego dnia :)
BEZCENNY PREZENT
Ten czas, który tak gna przed siebie jest kluczowy. Ten czas
kiedy wracamy do domu i dziecko zaczepia nas na wszelkie sposoby do zabawy, to
jest nasz czas, którego nikt nam nie zwróci. Nie zabawki, nie zajęcia, nie
placówki, towarzystwo, miłe panie, ale Ty Rodzicu i Twój czas, 100% uwagi i
obecność są tym, co najcenniejsze. To bezcenne prezenty z okazji Dnia Dziecka,
ale
i z okazji każdego dnia w roku.
i z okazji każdego dnia w roku.
______________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :)
Świetnie napisane. Udostępniam na swoim fb.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ❤️
Usuńw punkt!
OdpowiedzUsuńTak bardzo się z tym zgadzam!<3 No może tylko przedszkola będę bronić, bo przez kilka lat uczyłam tam angielskiego ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ważny tekst. Jako dziecko miałam swój czas rozdysponowany na kolejne dodatkowe zajęcia, kolejne lekcje, tak, że nie miałam czasu na nic. A z drugiej strony rodzice dla mnie też nie mieli czasu, ciągle lecząc pacjentów. I dziś z perspektywy - jestem im wdzięczna za to, że zainwestowali w moją przyszłość. Ale zarazem mam żal, że nie mieli dla mnie czasu i tak szybko musiałam przestać być dzieckiem...
OdpowiedzUsuńInwestowanie w przyszłość dziecka i rozwijanie jego zainteresowań jak najbardziej popieram, ale przeładowanie zajęciami dnia powoduje to, o czym piszesz, że nie masz czasu na nic, że brakuje chwil z rodzicami, że za szybko dorastasz, przeskakując etap beztroski dzieciństwa. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńŚwietny artykuł Moniu. Bardzo prawdziwy. Niestety ta pogoń i odbieranie dzieciom dzieciństwa jest bardzo powszechna. U nas w przedszkolu są 2 języki... Wszystko niby fajnie tylko dzieci nie mają czasu wyjść na dwór... serio? 3 latki nie mają kiedy biegać po dworze bo uczą się 2 języków... Świat oszalał
OdpowiedzUsuńMam tą sama refleksję...świat oszalał :/ Ps. Dziękuję Kochana :*
UsuńMiałam dokładnie tę samą refleksję, kilka dni temu. Odnośnie czasu i miłości. My opiekunowie, zapędzamy się z tym czasem, pogonią, nie zauważamy drobnostek. Dzieci przypominają mi o tym każdego dnia. Bardzo się z tego cieszę. To są momenty beztroskie dla mnie, i dla nich. Ostatnio zachwyciła nas biedronka, na chodniku, po deszczu. Dobre życie, to takie chwile.
OdpowiedzUsuńTak, ja też to zrozumiałam odkąd poznaję świat na nowo, że to własnie jest dobre życie.
UsuńBardzo ciekawy i interesujący post. Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTakie wpisy dają do myślenia... W pogoni za jutrem zapominamy o najważniejszym. A czas ucieka... ani się nie obejrzałam, jak syn wyfrunął z domowego gniazda :(
OdpowiedzUsuńCzas jest nieubłagany...
Usuń