Przejdź do głównej zawartości

DLACZEGO DZIECKO ZACHOWUJE SIĘ NAJGORZEJ PRZY MATCE? O PRZETRWANIU PODCZAS HURAGANU

dlaczego dziecko zachowuje się najgorzej przy matce, wsparcie, emocje, huragan, kumulacja, bezpieczna przystań, bezwarunkowa miłość

KIEDY ZOSTAJESZ Z DZIECKIEM SAM NA SAM...

Czy Ty też zauważyłaś, że kiedy Twoje dziecko zostaje z Tobą sam na sam to zachowuje się jak mały szaleniec? Albo gdy wraca do domu z przedszkola/żłobka to nagle dostaje ataku wybuchu złości, frustracji, płaczu
i niewiadomo o co chodzi, ale musi chodzić o bardzo wiele skoro usuwasz się na bok tego kłębowiska furii, żeby przeczekać do opadnięcia kurzu i emocji na podłogę? Czy widzisz różnicę w zachowaniu dziecka w domu,
a w miejscach publicznych czy po prostu wśród innych osób jak dziadkowie, nauczyciel, czy lekarz? 

DZIECI NAJGORZEJ ZACHOWUJĄ SIĘ PRZY MATCE

I podsumowując dochodzisz do smutnej refleksji, że tylko przy Tobie i tylko w domu Twoje dziecko wspina się na wyżyny awantur, wrzasków, marudzenia, generalnie roztacza paletę swojej najciemniejszej strony mocy
i zaczynasz załamywać ręce, gdzie popełniłaś błąd, że to Tobie dzieci wchodzą na głowę i skaczą po niej, że nie umiesz sobie poradzić w to całe macierzyństwo i o co tu chodzi. Jeśli jesteś jedną z tych udręczonych matek to mam dla Ciebie dobrą wiadomość – i z Tobą i z Twoimi dziećmi jest wszystko w porządku, a Ty powinnaś być dumna, że stworzyłaś dom
i atmosferę, w której Twoje dzieci nie boją się być sobą, czują się bezpieczne, bezwarunkowo kochane, dlatego dają upust swoim emocjom
i odreagowują całodzienne dopasowywanie się do schematów społecznych w przedszkolu czy żłobku.
Pozostaje się pogodzić z tym, że dzieci najgorzej zachowują się przy matce, ale…paradoksalnie to jest bardzo dobry znak.

WIELKA KUMULACJA

Małe dzieci, które dopiero powoli zaczynają uczyć się siebie, swoich emocji
i świata nie dość, że nie rozumieją własnych stanów i emocji to jeszcze muszą sobie radzić z normami społecznymi, a to kosztuje je ogrom wysiłku
i energii i niestety im dziecko mniejsze tym jest to większy koszt. Dlatego kiedy wracają do domu uwalniają swoje demony i nagromadzoną w ciągu dnia energię. Nie umiejąc sobie poradzić z tym przytłaczającym ładunkiem, reagują albo płaczem, albo wrzaskiem, albo zupełnie niezrozumiałym zachowaniem.

Pamiętam takie sytuacje kiedy wracaliśmy ze żłobka i to po 8-9 godzinach
i wszystko było super i w porządku dopóki nie przekroczyliśmy progu domostwa – wtedy zaczynał się dramat, wszystko nie tak, wszystko nie pasuje, chciałbym coś, ale nie do końca wiem co, rzucę wszystkim co mam pod ręką, podeptam to potem, żeby nie miało szansy „zmartwychwstać”. Znacie to? Podstawowa zasada to nie dać się sprowokować i nie pozwolić sobie wciągnąć się w ten kocioł, stanąć z dala od kłębiącej się furii, asekurując i zabezpieczając dziecko przed dokonaniem kluczowych zniszczeń i krzywdy sobie bądź matce 😉

KIEDY WODA ZRYWA ZAPORĘ

Kiedy dzieci tupią, krzyczą, rzucają przedmiotami bądź samymi sobą
o podłogę tak naprawdę mówią o swoich potrzebach, o czymś co aktualnie jest dla nich najważniejszą sprawą w życiu i jest to dla nich tak istotne, że boją się, że nie zostaną wysłuchane, jeśli po prostu o tym spróbują zwyczajnie powiedzieć, bądź…nie potrafią jeszcze inaczej tego wyrazić, nie są w stanie zapanować nad tym ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Drugą kwestią jest wyrzucenie z siebie nakumulowanej energii i emocji, z którymi musiały się mierzyć cały dzień, często tłumiąc te prawdziwe odruchy
i uczucia. Nic dziwnego zatem, że kiedy wchodzą na bezpieczny i znajomy grunt, wylewa się ta fala, puszczają hamulce i mamy wrażenie, ze nasze dziecko na jakiś czas zamienia się w potwora siejącego tylko postrach
i zniszczenie. 

BĄDŹ OBOK I PILNUJ MNIE

Moment, w którym dowiedziałam się o co tu chodzi, że codziennie mamy godzinę potworów i krwiopijców w domu był po pierwsze zbawienny, a po drugie kluczowy w sposobie myślenia i zachowania jeśli chodzi
o „ogarnięcie” tego huraganu. Zbawienny, bo wiem, gdzie tkwi przyczyna
i wiem, że dom i my jesteśmy bezpieczną przystanią dla dziecka. Kluczowy zaś w zmianie i podejściu do tego typu zachowań, tj. wypuszczenie z siebie nerwów, przeczekanie i po prostu trwanie obok. Syn jak wchodzi teraz na stołek, albo wspina się na meble krzyczy: „Pilnuj mnie, żebym nie spadł”
i w takich trudnych sytuacjach przez swój wrzask i miotanie błyskawic, przebija się podobny tekst, którego nie jest w stanie w danym momencie zwerbalizować: „Pilnuj mnie, żeby się nic złego nie stało” dlatego siedzę obok i czekam. 

Ale droga do tego nie była łatwa 😉 

Warto sobie uświadomić fakt, że jeśli dziecko kieruje wszystkie swoje trudne emocje na rodziców, to mamy prawo czuć się przytłoczeni czy pokrzywdzeni, ale pamiętać trzeba, że nie jest to intencją dziecka, które kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego procesu.

JAK PRZETRWAĆ SZALEJĄCY HURAGAN?

Generalnie podczas wielu dni i nocy tylko „we dwoje” z moją latoroślą wypracowałam sobie pewne umiejętności, niezwykle przydatne
w sytuacjach wysoce problematycznych, bierzcie i korzystajcie z tego całkiem za free😊

- usuń się z pola rażenia, nie prowokuj przeciwnika, nie nawiązuj kontaktu wzrokowego ani słownego,

- nie kłóć się, nie dyskutuj, nie podjudzaj, a już na pewno nie pouczaj chyba, że lubisz być żywą płachtą na byka,

- zabezpiecz psa, kota, akwarium z rybkami, czy raczej usuń
z niebezpiecznego terytorium,

- kask i gogle się bardzo przydają, w momencie kiedy nie zdążysz być szybka jak błyskawica i nie złapiesz w locie trzech drewnianych klocków naraz

- ewakuując się z pola rażenia po drodze zbieraj z szafek szklane i cenne przedmioty, na wszelki wypadek,

- nigdy nie mów „przestań płakać, przestań się drzeć!”, po pierwsze powoduje to efekt odwrotny od zamierzonego, po drugie tak już całkiem serio sama doprowadzasz tym do kolejnej kumulacji nakazując tłumić falę, która już się wylewa, a na pewno rozlało się już mleko,

- obserwuj i czekaj na moment, kiedy furia wygasa, ale uważaj, bo to może być tylko przerwa na złapanie tchu do dalszej walki, tak że nie próbuj podchodzić zbyt blisko,

- kiedy opadnie kurz spokojnie i powoli możesz zacząć się zbliżać do epicentrum tego spustoszenia,

- zazwyczaj ten dymiący się kłębek potrzebuje albo chwili wyciszenia po walce, albo obecności, żeby ten swój gniew podzielić z kimś, wesprzeć się na Twoim ramieniu.

ZMIANA PERSPEKTYWY ZMIENIA PODEJŚCIE

Przypomina Ci to wszystko coś? A może kogoś? 😊
Każdy z nas staje się czasem takim huraganem, tylko, że z racji wieku, dojrzałości i umiejętności panowania nad sobą nie rzucamy wszystkim, co pod ręką i na oślep, nie wrzeszczymy ile sił w płucach, ani nie miotamy się po podłodze, choć w skrajnych przypadkach, kiedy faktycznie panowanie wymyka się spod kontroli, możemy pójść i w tę stronę. Dążę do tego, że to ludzkie i każdy z nas przeżywa własne furie, a dzieci są spontaniczne
i przeżywają je na swój, często niekontrolowany sposób i nie ma w tym nic niewłaściwego.

Właściwe za to jest spojrzenie na te stany z perspektywy dziecka. Zrozumienie mechanizmów, użycie ogromnej dozy empatii. Pomaga też myśl, że to jest trudne, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo, jednak ten trud przekuje się kiedyś we wzruszające momenty. Nie napiszę Wam jakie, bo popsułabym Wam niespodziankę, a niektóre rzeczy warto jednak przeżyć na własnej skórze 😊

JAK ZROZUMIEĆ MAŁE DZIECKO?

A na koniec fragment świetnej książki „Jak zrozumieć małe dziecko?”, która nie mówi jak wychowywać dzieci i jakiej metody się trzymać, ale aby podążać za intuicją i własnym wewnętrznym głosem. Opowiada
o poszukiwaniu balansu między potrzebami dziecka, a swoimi własnymi
i tu słowo „poszukiwanie”, a nie „znalezienie” balansu jest kluczowe. I takie poradniki to ja szanuję!

„(…)błędne koło przekonań o groźnej naturze dziecka. Naturze, którą trzeba trzymać w ryzach, bo inaczej „dziecko wejdzie nam na głowę”, roszczeniowej, która „wiecznie czegoś chce”, niemądrej i moralnie podejrzanej – kłamliwej, leniwej, egoistycznej, wścibskiej, która sprawi, że bez odpowiednich zabiegów pedagogicznych, dziecko wyrośnie na jednostkę bezużyteczną społecznie.

Co czuje dziecko traktowane w taki sposób? Przede wszystkim lęk i brak zaufania do własnych potrzeb, przeżyć i doświadczeń. Żyje w nieustannym konflikcie między tym, co w nim naturalnie żywe, ciekawe, radosne,
a jednocześnie złe i podejrzane. Nawet jeśli buntuje się przeciw takiemu traktowaniu, w głębi duszy trudno mu uwierzyć, że jest „dobre, czyste
i mądre”. Większość z nas – rodziców – była takim podejrzanym dzieckiem. 

I dlatego dziś nadal tak często „nasza instynktowna rodzicielska miłość jest nieświadomie filtrowana przez podstawowy aksjomat o podejrzanej naturze człowieka.”(…)

Powiedzmy to jasno: ignorowanie perspektywy dziecka, jego naturalnych psychologicznych potrzeb i rozwojowych możliwości (które dokładnie opisujemy w kolejnych rozdziałach), stoi w absolutnej opozycji do rozumienia go. Nie sprzyja również budowaniu tak istotnej dla zdrowia psychicznego więzi ani nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozwojem samodzielności. Jeśli te metody działają, to odbywa się to nie na drodze usamodzielniania się dziecka, ale na drodze jego rezygnacji
z komunikowania potrzeb i wycofania się z kontaktu.

Czy to oznacza, że stając się rodzicami, powinniśmy odciąć się od naszych potrzeb, np. potrzeby nocnego wypoczynku? Oczywiście nie. Zaspokajanie naszej potrzeby nie może się jednak odbywać kosztem dziecka. Szukanie balansu między potrzebami rodziców a potrzebami dziecka jest jednym z kluczowych elementów rodzicielstwa. Rozmyślnie piszę o szukaniu balansu, a nie znalezieniu go, ponieważ od dnia urodzenia, przez kolejne lata życia dziecka, jego potrzeby będą się zmieniać i tylko elastyczne reagowanie rodziców na te zmiany pozwoli na nowo przywracać tę równowagę w relacji rodzic–dziecko.”


 __________
Jeśli spodobał Ci się tekst, uważasz, że komuś może się również spodobać, czy przydać - nie wahaj się, udostępnij i poślij dalej :) Masz pytania, bądź chcesz skomentować - pisz. Wpadaj jak najczęściej, a jeśli chcesz być na bieżąco, polub mój fanpage na fb i profil na instagramie :) 



Komentarze

Prześlij komentarz

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

ZASKRONIEC I PUDEL NA RATUNEK ZWIERZĘTOM

Całkiem niedawno recenzowałam tutaj bajkę, która wygrała konkurs Piórko 2019 , a tu mam już kolejną cudną bajkę do „opowiedzenia”. Autorka „O królewiczu,   który się odważył” Kasia Wierzbicka napisała specjalną bajkę charytatywną, dla bezdomnych zwierzaków, o zaskrońcu i pudelku, którą mam zaszczyt recenzować dla Was. Tytuł zaintrygował mnie dość mocno, bo…mam fobię na wszelkie stworzenia pełzające J Węże bez względu czy jadowite czy nie, małe czy duże wzbudzają u mnie gęsią skórkę, atak paniki z wrzaskiem burzącym ściany wokół i paraliż. Taką mam przypadłość dziwną J Gdyby miały choć dwie nóżki to już mielibyśmy jakiekolwiek pole do dyskusji, a tak to lepiej, żebyśmy nie przecinali sobie wspólnych ścieżek J A bajka owa niby dla dzieci i specjalnie osadzająca niezbyt dobrze kojarzącego się zaskrońca w roli tytułowego bohatera, ale mnie starą babę na chwilę wyleczyła z fobii i zapałałam taką sympatią do zaskrońca, że nawet bym sama pogłaskała go po ogonie. Niestety szkoda,

[WYWIAD] MALUCH W TEATRZE?

            Każdy, kto mnie czyta i zna trochę dłużej niż parę dni, doskonale wie, że kocham teatr, uwielbiam dramat, faworyzuję tragedię, choć ostatnio zauważyłam u siebie niebezpieczną tendencję do zachwycania się komedią J Najmniej znaną mi kategorią teatralną jest teatr dla dzieci, a to dlatego, że moje dziecko dopiero dobija do tego momentu, kiedy zacznie ze mną chadzać „do roboty”. Jednak ignorantem kompletnym nie jestem i parę sztuk dziecięcych w swoim życiu widziałam – lalkowo-kukiełkowego „Mistrza i Małgorzatę”, czy francuskie kukiełki w sztuce „Poliszynel”, jakieś mętne pojęcie o tym świecie mam J Aczkolwiek, za kukiełkami nie przepadam, przebierańców nie lubię…czeka mnie kilka lat eksplorowania i przekonywania się chyba do sztuki dziecięcej J          Ale do rzeczy - bo ja nie o tym, a bardziej o tym, jak to jest z tymi maluchami w teatrze.  Kiedy je zabrać? Czy w ogóle warto zabierać? Czy ma to sens? Czy to jest fajne? Na jakie sztuki? Gdzie? Falą pytań na

JAK SIĘ UBRAĆ DO TEATRU, CZYLI CO WARTO WIEDZIEĆ PRZED WIZYTĄ W TEATRZE

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jeśli o wizytę w teatrze chodzi, jest w co się ubrać? i choć jest to kwestia też w jakiś sposób istotna, to ważniejsze dla mnie po kilku ładnych latach obserwacji widzów różnego wieku i kalibru, bardziej na miejscu jest pytanie jak się zachować? Bo o ile dawno, dawno temu wyjście do teatru to był ceremoniał sukni wieczorowych, fryzur, makijażu, ważnych spotkań to obecnie kwestia ubioru pozostawia sporą dowolność, natomiast zachowania, które coraz częściej rozsiadają się wygodnie na widowni, pozostawiają sporo do życzenia. Drażni to okrutnie mnie – widza, a co dopiero mają powiedzieć aktorzy? W teatrze,   choćby że względu na fakt, że jest to przybytek kultury wysokiej, bardziej od nienagannego i modnego przyodzienia wymagana jest kultura, zarówno osobista jak i społeczna, znajomość pewnych obowiązujących zachowań. „Reguła teatralna” jest obecnie bardzo liberalna, bo chodzi o to, żeby ludzi zachęcić, wyjść ze sztuką na ulicę, a nie odstrasz